Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi adhed z miasteczka Gryfów Śląski. Mam przejechane 5212.40 kilometrów w tym 1559.95 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.43 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 41635 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy adhed.bikestats.pl
  • DST 77.71km
  • Czas 04:25
  • VAVG 17.59km/h
  • Podjazdy 1722m
  • Sprzęt Czarny Chińczyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po trasie BikeAdventure w Świeradowie

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 5

Nie pojechałem dzisiaj na maraton do Zdzieszowic, a że pogoda zapowiadała się niezła, to pojechałem do Świeradowa przejechać się trasą Bikeadventure - choć nie w 100%. Zacząłem od granicy w Czerniawie, żeby przez dojazd do samego Świeradowa się rozgrzać, a nie zaczynać od razu z grubej rury, czyli od podjazdu na Stóg. Strasznie wiało, ale wiedziałem, że w lesie nie będzie to odczuwalne, więc się nie przejmowałem. 

Pod Stóg wjeżdżało mi się dosyć przyjemnie, a z końcówki byłem bardzo zadowolony, bo trzymałem równe tempo, pedałowałem bez zrywów i właśnie tak chciałbym to robić na każdym podjeździe - tylko szybciej :D Miałem od razu jechać na Łącznik, ale widoki były niesamowite, to skusiłem się na Stóg żeby przez chwilkę popatrzeć się na okolicę :-)



Później już standardowo - na Halę Izerską, potem szlakiem, który doprowadził mnie do Rozdroża pod Cichą Równią. Fajnie było się tam na moment zatrzymać, bo jeszcze kilka miesięcy temu jeździłem tam na biegówkach, fajnie tak powspominać. Dalej podjazd pod kopalnię, który wyszedł mi bardzo sprawnie. Następnie zjazd w okolice Szklarskiej Poręby i od razu ostry podjazd pod Wysoki Kamień. W sumie to nigdy tam jeszcze nie podjeżdżałem, choć w dół jechałem wielokrotnie. Nie jest on długi, ale bardzo stromy i w końcowej fazie trzeba "gryźć kierownicę", żeby utrzymać przyczepność. Chwilę podprowadziłem, bo wytraciłem równowagę i ciężko było się znowu wpiąć. 

Następnie zjazd żółtym szlakiem do Górzyńca. Jeszcze niedawno go nie znałem, a teraz był to już mój 3 zjazd tym szlakiem w ciągu około miesiąca. Jednak wiem, że już długo się tam nie wybiorę, bo mi się już znudził. Wytelepał mnie jak zawsze, znowu amorek był za twardy albo za dużo powietrza w oponach, bo wytarmosiło mnie doszczętnie i ręce znowu porządnie mnie bolały. Wydaje mi się, że ucieka mi powietrze z jednej komory w tym amortyzatorze, ale to jeszcze do sprawdzenia (odpowiada ona właśnie za miękkość).

Na dole piękne widoki na Karkonosze - Śnieżne Kotły, a z Górzyńca zaczął się podjazd po Rozdroże Izerskie. Tam już powoli mnie odcinało, byłem już zmęczony i niezbyt podobała mi się wizja tego długiego szutrowego podjazdu :-) Jakoś się tam wdrapałem i miałem jechać nadal szutrem aż do Świeradowa, ale kurcze skończyło mi się picie a bardzo chciało mi się czegoś napić, więc wybrałem zjazd asfaltem, byle szybciej do sklepu... Teraz muszę kupić bukłak, to starczy na całą trasę... Już jeden miałem, ale go zaniedbałem i tak cuchnie, że strach z niego pić :P

Auto miałem zaparkowane na granicy, więc jeszcze ze Świeradowa dzieliła mnie niezła górka. Zresztą i tak miałem wracać singletrackiem. Tak też zrobiłem i już w sumie tak na resztkach sił, bo byłem już zmachany, pojechałem obczaić nowy fragment czarnego polskiego szlaku, bo do tej pory tego jeszcze nie zrobiłem. Zgodzę się z tym, co mówili inni - jest po prostu słaby i przy tych nowych króciutkich fragmentach się nie postarali. Dalej już leciałem starym singlem i flow było świetne! Jeden z lepszych fragmentów dzisiejszej trasy. Mimo niewielu sił to podobało mi się cholernie i muszę niebawem wybrać się na singla, bo już się "stęskniłem" choć jeszcze niedawno miałem go już trochę dosyć :P


Kategoria Treningi


  • DST 28.25km
  • Czas 01:30
  • VAVG 18.83km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Sprzęt Czarny Chińczyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

VIII Memoriał im. Jurka Zawadzkiego w Szklarskiej Porębie

Sobota, 3 maja 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 5

Zgodnie z planem wziąłem udział w wyścigu w Szklarskiej Porębie. Była to dość kameralna impreza z uwagi na pogodę, która znowu nas nie rozpieściła i musieliśmy ścigać się w deszczu i błocie. Jakby tego było mało, to nastąpiło duże ochłodzenie i temperatura była bliska zera stopni, a w wyższych partiach były widoczne ślady śniegu, który spadł w ciągu ostatnich 24h.

Jak przyjechałem na miejsce startu, to był już tam Marcin, którego w końcu poznałem. Później Ariel, także nowy znajomy, a następnie pojawiło się kilka innych znajomych już mi twarzy. Porozgrzewałem się jakieś pół godziny, ale niezbyt mi się chciało, bo przy takiej pogodzie to tylko niepotrzebnie się mokło, a przecież przed nami była jeszcze ponad godzina jazdy w takich warunkach. 

No nic, zbliżała się 12 i stanęliśmy na starcie, obok mnie Marcin i Ariel. Wiedziałem, że nie mam czego tam z przodu szukać, chciałem ten wyścig przetrwać, sprawdzić się w cięższych warunkach i zobaczyć czy powalczę z Marcinem, czy nie :-) Ruszyliśmy i na początku tempo było lekkie i tylko widziałem jak czołówka już odjeżdżała w szybkim tempie. Zaraz nagle ktoś się wywrócił i tylko pomyślałem jak to możliwe, żeby zrobił to tak szybko. Niestety zaraz zrobił to kolejny, który zahaczył o mój rower i musiałem z niego zejść. Szybko go podniosłem i ruszyłem za odjeżdżającymi ludźmi. Coś mi strzelało w łańcuchu i pomyślałem "no ładnie, coś się zepsuło", patrzę na niego, a tam jakieś zawijasy, pokręciłem i zaraz mi spadł. Kurdeeee, ale szybko go założyłem i ruszyłem, ale przez chwilkę byłem całkowicie ostatni! Zaraz ruszyłem najszybciej jak umiałem i wyprzedziłem kilka osób, ale kosztowało mnie to mocnym zapiekiem.

Dalej wyprzedzałem kolejnych, aż zobaczyłem Marcina i chciałem go koniecznie dogonić. Udało mi się to i myślałem, że pojedziemy razem, ale on został więc ruszyłem samemu. Doszedłem do Ewy Duszyńskiej z Votum i jakiegoś zawodnika w koszulce Verge, jechaliśmy razem przez jakiś czas, aż do tego sztywnego podjazdu. Przed nim już trochę zwolniłem, bo nie chciałem tam się wbijać na zadyszce. Wjechałem na niego lekko, myślałem, że będzie spoko, ale zaraz koło mi się uślizgnęło i już szedłem. Razem z Marcinem. Czułem się coraz gorzej i szło mi się słabo, co jakiś czas wsiadając na rower, ale nie była to przyjemna jazda. Była to dla mnie taka droga męki. Strasznie wolne tempo, tylko ból w nogach i czekanie na upragniony koniec.

W końcu pojawił się szczyt tego podjazdu i wiedziałem, że teraz będzie można trochę pocisnąć. Marcin był przede mną, ale daleko mi nie odjechał. Wyprzedziliśmy jakąś grupkę i wjechaliśmy na kolejny, ale już lżejszy podjazd. Choć on wcale nie jest jednak lekki... Jak widzę szeroką drogę to wydaje mi się, że jest to lekki podjazd, ale teraz widzę, że nachylenie nie było małe, dlatego jedzie się tam tak ciężko. Jechaliśmy trochę z zawodnikami Jamy Wałbrzych, ale w końcu im uciekliśmy i czekał nas kolejny, tym razem długi zjazd. Wiedziałem, że Marcin mi ucieknie, ale nawet go nie goniłem. 

To nie był dla mnie taki zjazd jak na objeździe trasy. Zawsze staram się dokręcać, ale obawiałem się tych mostków i przed nimi mocno hamowałem, nie wiem czy dobrze, bo później miałem wrażenie, że jednak przyczepność jest dobra. Może lepiej było nie objeżdżać tej trasy, to bym jechał tam najszybciej jak się da i wcale nie wywrócił :-) No, ale nic, zjechałem na dół, ale po Marcinie ani śladu, zjechałem na drugą rundę i niestety nie widziałem nikogo ani z przodu, ani z tyłu, a cisnąłem dosyć szybko.

W końcu na prostej ukazał się Marcin wraz z dwoma zawodnikami. Widziałem, że się do nich zbliżam, ale w pewnym momencie Marcin dał im zmianę i znowu nie mogłem ich dogonić. W końcu powiedziałem sobie, że muszę ich dogonić przed podjazdem i tak zrobiłem. Kilka razy stawałem na pedałach i bardzo się starałem żeby ich doścignąć. Udało się i przejąłem inicjatywę jadąc pierwszy. Jednak oni się mnie uczepili, a ja nie miałem sił żeby się urwać. W końcu dałem za wygraną, przed podjazdem znowu nie chciałem się zadyszeć i jechałem wolniej, a oni mnie prześcignęli. 

Podjazd to znowu droga męki dla mnie, jechało się tak samo fatalnie jak przy I rundzie, ale jakoś minęło. Na końcu prześcignąłem Marcina, a ci dwaj zawodnicy już dawno nam uciekli. Na zjeździe zjechaliśmy żwawo i rywalizacja między Marcinem, a mną miała rozstrzygnąć się na drugim podjeździe. Powiem szczerze, że nie patrzyłem na to w ten sposób, myślałem, że będziemy współpracować, żeby może kogoś dogonić, ale nikogo na horyzoncie nie było, a ja nie miałem już sił. Marcin jechał cały czas z przodu i choćbym chciał to nie miałem jak dać mu zmiany. Czułem już przemarznięte nogi i dłonie, nie mogłem doczekać się już końca. Marcin jakby lekko zwolnił, a ja myślałem, że dam mu zmianę, ale on się jednak ze mną ścigał i nie dał mi siebie wyprzedzić, a ja odpuściłem, bo nie miałem sił. 

Na zjeździe wiedziałem, że nie dam mu rady. Chciałem tylko bezpiecznie dojechać do mety i żeby nikt inny mnie nie wyprzedził. Na mostkach znowu hamowałem. Najgorsze jednak było to, że nie założyłem okularów i bloto z piaskiem uderzało mi po oczach i widziałem trasę kątem oka. To nie był szybki przejazd, tylko taki żeby to spokojnie zjechać :) W końcu była już prosta, potem jakby techniczny fragment i widać było już metę. Umykał mi tam Marcin, chciałem mieć do niego niewielką stratę, ale jeszcze pomyliłem trasę do mety, szybko zawróciłem i pojechałem właściwą ścieżką i zakończyłem ze stratą 40 sekund do Marcina.


zdjęcie dzięki Marcina żonie :)



Ogólnie wynik jak na mnie to w porządku. Ukończyłem 29/43 sklasyfikowanych zawodników (+6 którzy nieukończyli). Było sporo ludzi, którzy trenują od kilku lat w klubach i póki co nie mam szans się z nimi równać.

Na pewno muszę wymienić jak najszybciej napęd - może wystarczy sama kaseta, może łańcuch, a może jeszcze zębatki w korbie, bo jest coraz bardziej uporczywy i strzela co chwila, a to strasznie przeszkadza na podjazdach. Po maturach przerzucę jeszcze trochę sprzętu ze Speca do tego chińczyka - hamulce i manetki i będzie na pewno wygodniej. 

Jednak przede wszystkim trzeba pracować nad formą. Jutro jak będę na siłach to pojadę lekko szosą do Jeleniej na Paradę Rowerów. Natomiast od przyszłego tygodnia rozpoczynam kolejny etap czyli Rozbudowę I w moim treningu i jazdy będą coraz ciekawsze. Za tydzień Zdzieszowice, więc tam nie spodziewałbym się postępu, ale w Wałbrzychu może być już lepiej ;-) 

Miejsce: 29/43 (mężczyźni); 31/47 open


Kategoria Wyścigi


  • DST 37.12km
  • Czas 01:59
  • VAVG 18.72km/h
  • Sprzęt Czarny Chińczyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazd trasy Memoriału im. Jurka Zawadzkiego

Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 30.04.2014 | Komentarze 12

Dostałem wczoraj ślad .gpx od Birdasa i dzisiaj pojechałem w końcu objechać trasę Memoriału im. Jurka Zawadzkiego. Wyścig odbędzie się w Szklarskiej już w najbliższą sobotę i chcę w nim wziąć udział.



Pogoda dzisiaj była świetna, bardzo ciepło, pod rower idealnie bo niecałe 20 stopni, w lesie coraz bardziej sucho - tylko jeździć :-) 

Najpierw się lekko rozgrzałem, a potem wyruszyłem na pierwsze okrążenie, w którym chciałem zapoznać się z trasą. Na początku wydawało mi się, że będzie to cholernie szybki wyścig, ot lekki szuterek raz w górę raz lekko w dół. Jednak się myliłem, bo zaraz potem był ostry skręt w lewo i się zaczęło - dość długi stromy podjazd po niewygodnej nawierzchni - kamienie, jakieś pozostałości po ścince drzew. Koło mi buksowało i zszedłem, ale nie dałem za wygraną, tylko zawróciłem i próbowałem jeszcze kilka razy to podjechać. W końcu jakoś się udało - po spuszczeniu trochę powietrza w oponach i zablokowaniu amortyzatora. Na początku myślałem, że wjadę to na stojąco, ale nie miałem pojęcia, że ten podjazd jest taki długi, ledwo go wjechałem siedząc :-) Oj już wiedziałem, że w tym miejscu na wyścigu będę cierpiał!

Reszta trasy pokonana spokojnie, były miejsca gdzie leśniczy ścinali drzewo, więc tam trzeba było zwolnić albo przeprowadzić rower przez kłody, ale ogólnie trasa jest w porządku. Nie podobają mi się tylko zjazdy w dół - nie ma żadnych technicznych fragmentów, tylko długi zjazd po luźnych kamieniach, żwirze i do tego z ostrymi zakrętami. Takie miejsca są bardzo niebezpieczne, bo przyczepność nie jest wcale dobra, a prędkości rozwija się tam bardzo duże i można sobie zrobić małe co nie co :-)

Drugie okrążenie pojechalem już na maksa. Bałem się tylko tego stromego podjazdu, jakoś dałem znowu radę go wjechać, ale już po kilkuset metrach mięśnie mi się strasznie zakwasiły i miałem dosyć :) Jednak udało się wytrwać do jego końca i lekko odpocząć na zjeździe, choć dokręcałem cały czas.

Wg Garmin Connect wyszedł mi czas 38:49 na samym tym kółku od mapy do mapy. Nie wiem jak pojechałbym dwa mocne kółka pod rząd, no i dochodzi jeszcze ta dojazdówka z miejsca startu i dojazd do mety. Zobaczymy w sobotę, ale będzie boleć - na podjeździe :-)

Aha, i trzeba wymienić już powoli napęd... Cholera przeskakuje mi na tym podjeździe właśnie, przez to wybijało mnie z rytmu i musze uważać na którym biegu jadę, a nie o to przecież chodzi... Po maturach coś pomyślę nad tym. Będę sprzedawał mojego Stumpjumper'a i trochę osprzętu z niego przełożę do HT i przydałoby się kupić nową korbę 2x10.




Kategoria Treningi


  • DST 64.46km
  • Czas 04:07
  • VAVG 15.66km/h
  • Podjazdy 1531m
  • Sprzęt Czarny Chińczyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Izerskie i nie tylko

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 2

Wczoraj znowu wybrałem się na wycieczkę w góry. Deszczowa prognoza na szczęście się nie sprawdziła, choć chmurzyło się od samego rana. Zaparkowałem auto na końcu Świeradowa i stamtąd wystartowałem rowerem. I tutaj od razu zrobiłem błąd, bo od samego początku był ostry podjazd, w zasadzie to aż do Wysokiej Kopy. Najpierw jechałem dość długim leśnym podjazdem do rozwidlenia, a potem szutrem wjechałem na Wysoką Kopę. I tak jechałoby mi się ciężko, a bez jakiejś rozgrzewki wcześniej po płaskim to było jeszcze ciężej, ale w końcu byłem już na górze i widoki były nadal świetne, choć nie takie jak tydzień temu.



Z Wysokiej Kopy pojechałem w stronę kopalni, a następnie Wysokiego Kamienia, skąd planowałem zjechać żółtym szlakiem do Górzyńca, bo bardzo mi się on spodobał. I tak też zrobiłem. Na trasie nie było większego błota, a spodziewałem się, że będzie go na pewno trochę więcej. Niestety zjazd nie był dla mnie tym razem tak przyjemny, bo dzień wcześniej źle ustawiłem powietrze w amorku i kurcze tłumił wszystko fatalnie. Już po jakimś kilometrze czułem w rękach, że trzeba będzie to na pewno poprawić.



Wyjechałem zaraz obok głównej drogi z Jelenia - Szklarska. Ja pojechałem natomiast Szlakiem Walońskim, biegnącym obok drogi. Jechało się całkiem nieźle, choć w niektórych miejscach musiałem zejść z roweru. Dojechałem do parkingu przy szlaku na wodospad Szklarski i już stamtąd wygonił mnie jakiś strażnik Parku Narodowego, bo dalej rowerem nie można się niestety poruszać.

Dojechałem już do Szklarskiej asfaltem i miałem za miar objechać trasę memoriału. Niestety dopiero wtedy zobaczyłem, że źle wgrałem ślad .gpx do garmina i mi go nie wyświetlał. Tak więc plan objechania trasy porzuciłem i wjechałem tylko na górę, po stoku "Puchatek" by zaraz obok zjechać ostatnią króciutką częścią trasy DH w Szklarskiej. Potem już ruszyłem w drogę do Jakuszyc i tak po kilku kilometrach asfaltu i szutru dojechałem do Polany Jakuszyckiej. 

Tam już decydowałem jak wracać do Świeradowa. Chciałem zjechać jeszcze ciekawym szlakiem z kopalni, ale z drugiej strony nie chciało mi się już pod nią podjeżdżać, a też zaczęło się coraz bardziej chmurzyć i czułem, że niedługo może zacząć padać. Więc pojechałem w stronę Orlego, a następnie do Chatki Górzystów. Tam szybko napełniłem bidon i pojechałem żółtym szlakiem w górę. W sumie to na jedno wyszło i mogłem podjeżdżać z Jakuszyc na kopalnię, bo ten żółty szlak i tak był męczący i ciągle pod górę ;) Miałem już mało sił, ale jakoś udało mi się doczłapać na szczyt, zresztą dobrze mi już znany - rozwidlenie, a jedna z dróg prowadzi na Wysoką Kopę. Mi już na szczęście pozostał tylko sam zjazd, po którym rano podjeżdżałem ;-)

A z deszczem to udało mi się na styk, bo akurat jak dojechałem do auta, to zaczęło kropić, a chwilę później lunęło, więc miałem sporo szczęścia.


Kategoria Wycieczki


  • DST 58.35km
  • Teren 50.00km
  • Czas 03:42
  • VAVG 15.77km/h
  • Sprzęt Czarny Chińczyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wysoka Kopa i zjazd z Wysokiego Kamienia

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 0

Wczoraj pogoda była doskonała, no dobra - może poza wiatrem, a ja wybrałem się w polskie Izery. Miałem zamiar przejechać mniej więcej trasę 3-ego etapu ubiegłorocznego BikeAdventure. Mimo słońca, na parkingu w Świeradowie było dosyć chłodno i ubrałem rękawki, bo poza nimi miałem tylko krótki strój.


Najpierw wjechałem na Stóg Izerski, na podjeździe już się rozgrzałem i zaraz musiałem rękawki ściągać bo bym sie zagotował. Na szczycie rozprzestrzeniał się świetny widok, a turystów, jak na Święta Wielkanocne było całkiem sporo. Stamtąd ruszyłem szlakiem na Łącznik, skąd lekko opadającym szutrem dojechałem do Drwali i Polany Izerskiej. 



Zjechałem do Chatki Górzystów, która... była zamknięta, ale tego się spodziewałem, bo zawsze w środku wisi kartka, że w Wielkanoc i bodajże Święto Zmarłych - kuchnia w Chatce jest nieczynna. Mi to nie przeszkadzało, bo wpadłem tam tylko napełnić bidon wodą, ale kilkoro turystów było zawiedzionych. 

Stamtąd pojechałem bodaj żółtym szlakiem. Pojechałem to trochę na wyrost, bo niedługo potem musiałem trochę podprowadzać, bo ścieżka była wąska, stroma i po luźnych kamieniach, ale nie trwało to długo. Później tereny wydawały mi się już znane i jadąc mimo wszystko wg GPS'a kierowałem się na kopalnię kwarcu. 

W końcu stanąłem na rozwidleniu, które widziałem już wielokrotnie, ale tym razem miałem pojechać w nową mi stronę, czyli w górę. Powiem szczerze, że jechałem tam pierwszy raz, mimo, że wiele dróg w Izerach już objechałem :) Podjazd był stromy, a krajobraz zaczynał powoli przypominać te z Karkonoszy. Nie patrzyłem na wskaźnik wysokości, ale po cichu liczyłem na to co się zaraz wydarzy. I trafiłem, bo pokazał się kolejny, jeszcze bardziej stromy podjazd, co wskazywać mogło tylko na jedno. Nie było lekko, ale dałem mu radę, końcówka była w okolicach 20%, jechałem wolno, ale stabilnie. Ze szczytu już rozprzestrzeniał się niesamowity widok na Góry Izerskie, Świeradów Zdrój, a przede mną w oddali był Stóg Izerski, z którego przyjechałem. Więc mogłem być tylko w jednym miejscu - na Wysokiej Kopie. 



Nie wiedziałem wcześniej, że prowadzi na nią normalny szlak rowerowy. Szczerze, to się zdziwiłem, bo od dawna chciałem tam pojechać, bo to najwyższy szczyt Gór Izerskich, a co za tym idzie należący do Korony Gór Polski. Cieszyłem się widokiem, spotkałem jeszcze parę turystów i jednego rowerzystę, który też tam wjechał i ruszyłem dalej w trasę.

Do kopalni zostały już tylko 2-3km, a szlak prowadził naprawdę bardzo malowniczą trasą. Szybko dojechałem w okolice wyrobiska i minąłem grupę kolarzy jadących w przeciwną stronę. Kopalnia Stanisław, to świetny punkt widokowy, ale nie zostałem tam na długo, bo nie na tym mi wczoraj zależało, a na dotarciu do Wysokiego Kamienia, bo tam czekał na mnie główny punkt tej wycieczki.



Trasa z kopalni na Wysoki Kamień to jeszcze sporo błota, w sumie to tylko tam się wczoraj uwaliłem błotem, ale nie przeszkadzało mi to i bez żadnych przygód dojechałem do schroniska. Swoją drogą bardzo polecam ten odcinek, bo jest naprawdę ciekawy i urozmaicony i zawsze przyjemnie mi się po nim jedzie.



Mówiąc wcześniej o głównym punkcie miałem na myśli zjazd z Wysokiego Kamienia. Chodzi o żółty szlak, który prowadzi przez Zakręt Śmierci, aż do Górzyńca. Świetna trasa, jechało mi się nim fantastycznie. Jest dosyć łatwy, ale za to urozmaicony i przede wszystkim długi. To prawie 10km zjazdu, po którym uśmiech na twarzy pojawia się bardzo szybko, a na dole myślimy "to już koniec?". Ja chciałbym jeszcze! Następnym razem nagram filmik z tego zjazdu, bo wczoraj źle zamontowałem kamerkę na klatce i nagrała się tylko moja rama i nogi :)

Z Górzyńca już czekał mnie mozolny powrót do Świeradowa. Jechało mi się niezbyt dobrze, bo byłem już dosyć zmęczony, a droga, mimo, że przez las, to była dosyć nudna - utwardzana leśna ścieżka, ciągle w górę do Rozdroża Izerskiego.

Wycieczka na pewno udana, a zjazd z Wysokiego Kamienia powtórzę sobie jeszcze nie raz, bo jest świetny, polecam!




  • DST 23.48km
  • Teren 23.48km
  • Czas 01:01
  • VAVG 23.10km/h
  • Sprzęt Czarny Chińczyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

1. Bikemaraton 2014 - Miękinia

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 5

Wrzucę od razu wynik z Miękini, bo na bikelogu zamierzam teraz zapisywać swoje wyniki, żebym w przyszłości mógł je porównywać i oceniać postępy lub ich brak :)

Bikemaraton Miękinia - czas 01:01:50 - miejsce 40/138 M2; 156/824 Open

Wyścig dla mnie całkiem udany, ogólnie jestem zadowolony z wyniku. Zakładałem w tym roku jeżdżenie MEGA, ale co do tego to jeszcze nie jestem przekonany. Póki co pojechałem najkrótszy dystans, tak jak większość moich znajomych i nie było źle. Jechało mi się bardzo przyjemnie, sporo wyprzedzałem. Wyścig sprinterski więc praktycznie cały dystans u mnie na zapieku, ale czułem się dosyć dobrze. Na zjazdach, jeśli takie były, to wyprzedzałem, jakieś błoto czy kałuże, to też sporo nadrabiałem, bo ludzie dziwnie się ich bali... :) Jedynie w miejscu stromego zjazdu zrobiło się nieprzyjemnie, bo ludzie zablokowali ten zjazd i trzeba było czekać aż zrobi się miejsce, a każdy stracił tam ze 2 minuty... szkoda, bo można było tam pocisnąć. Jak już mówiłem - jestem zadowolony z wyniku, zobaczymy jak będzie w kolejnych wyścigach - mam nadzieję, że w Zdzieszowicach


Kategoria Wyścigi


Reaktywacja bikeloga :-)

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 0

Witam wszystkich, 

Dawno mnie tutaj nie było, ale to nie dlatego, że porzuciłem przygodę z rowerem! Nigdy nawet o tym nie pomyślałem! :-) Po prostu odechciało mi się już opisywać moje przejażdżki, więc zrobiłem sobie przerwę, a wyszła ona długa - już ponad półroczna, cholera jak ten czas zleciał.

Od ostatniego wpisu przejechałem kilka tysięcy kilometrów, wziąłem udział w paru imprezach, miałem sporo przygód i oby tak dalej, a od teraz postaram się znowu opisywać niektóre ciekawsze wycieczki czy wyścigi.

Zrobię sobie tutaj takie małe podsumowanie, żeby mieć w przyszłości punkt odniesienia do moich wyników i odczuć po kolejnych wyścigach :)

Na MTB jeżdżę dopiero od maja 2013, czyli dosyć niewiele, obecnie gdy patrzę na to z perspektywy czasu, to jeżdżę już znacznie lepiej technicznie, a moje początki były, cóż, kulawe hahah :-)

Rok 2013:

- Wziąłem udział w 4 Bikemaratonach:

1. Głuszyca (MINI) - 2:07:38 - miejsce: 11/14 M1; 173/387 Open
pierwszy wyścig w życiu, w ogóle pierwszy raz w prawdziwym terenie, to była dla mnie nowość, zero techniki, wywaliłem się dobre kilka razy, ale zapamiętałem to jako super zabawę

2. Wrocław (MINI) - 01:04:07 - miejsce 19/22 M1; 390/606 Open
kompletna klapa, jechało mi się słabo, ciągły sprint to nie to czego oczekiwałem, no, ale był to płaski maraton. najpierw pomyliłem zjazdy mini/mega i w końcu zawróciłem na te mini, co było głupią decyzją, bo straciłem czas, a później wywaliłem się (wstyd żeby we Wrocławiu glebnąć haha) i już potem odechciało mi się jechać, bo ledwo trzymałem kierownicę tak mnie coś ręce bolały :P

3. Polanica-Zdrój (MEGA) - 03:15:26 - miejsce: 4/6 M1; 162/212 Open
wyścig w deszczu, warunki fatalne, ale jak już pojechaliśmy do tej Polanicy to głupio było nie wystartować. Ja na dodatek byłem chory... nie wiem co mnie podkusiło, żeby tam jechać, ale pamiętam że na bufetach ledwo stałem na nogach i kręciło mi się w głowie. Na dodatek spróbowałem dystansu MEGA, bo ten sezon miał być takim eksperymentem i próbą sił. Ogólnie nie jechało mi się źle, o taka przygoda, nie pamiętam, żebym zaliczył jakąś glebę, fajny wyścig i nowe doświadczenie

4. Świeradów-Zdrój (GIGA) -  03:58:02 - miejsce 4/4 M1; 88/96 Open
tutaj to w ogóle był dla mnie sukces, że ukończyłem ten wyścig. Świeradów-Zdrój i Góry Izerskie to moje tereny, więc chciałem pojeździć jak najdłużej na tym wyścigu i wybrałem GIGA... Oj bolało! Już po wjeździe na Stóg i kilku kilometrach dalej miałem skurcze (pierwsze w życiu), ale jechałem dalej i na rozjeździe MEGA/GIGA jednak skręciłem na ten dłuższy dystans, co wykończyło mnie na maxa. Dojechałem jakimś cudem do mety, ale naprawdę był to dla mnie wielki wysiłek i póki co, to do GIGA jeszcze bardzo mi daleko i na pewno w 2014 roku się na to nie zdecyduję, byłem po prostu wypompowany :)

- Wjechałem 2 razy na Śnieżkę w wyścigu:

1. Uphill Race Śnieżka 2013 - 1:36:32 - miejsce 8/9 M1; 221/382 Open
tutaj celem miał być sam wjazd bez zatrzymania. Poza kilkusekundowym postojem na bufecie to się udało i byłem z tego powodu zadowolony. jechałem swoim tempem, nie wiem czy mógł bym pojechać szybciej - wtedy raczej nie. zobaczymy jak pojadę w 2014, bo jestem już zapisany :)

2. Wjazd na Śnieżkę Rotary 2013 - 01:44:39 - miejsce 27/35 M20; 133/220 Open
drugi, trochę dłuższy wjazd. pamiętam, że wiał wtedy mocny wiatr, ale ponownie udało się wjechać bez pchania. mniejsza impreza, ale również było fajnie, ale w tym roku odpuszczam już sobie drugi wjazd, bo w podobnym terminie ma być jakiś bikemaraton.

Cóż, wyniki były słabe. Był to mój pierwszy rok z w ogóle dłuższymi jazdami, pierwsze kilka miesięcy na MTB, więc na pewno też nie uważam tego za porażki. Wręcz przeciwnie - każdy kolejny wyścig to była dla mnie nauka i nowe doświadczenia. Teraz jak na to patrzę, to wiem ile ja błędów popełniałem... W ogóle po przeczytaniu "Biblii treningu..." J. Friela zdałem sobie sprawę, że przez większość czasu byłem po prostu przetrenowany/zajechany... Nie robiłem regularnych treningów, w ogóle to nie były treningi, tylko dłuuugie i wycieńczające jazdy - wycieczki, po których wracałem umordowany i kondycji - głównie poza wytrzymałością - nie rozwijałem. Teraz już wiem w większym stopniu na czym polega trenowanie i choć nie stosuję się póki co do jakiegoś planu, to jednak z czasem powinno być coraz lepiej jeśli chodzi o poprawę wyników. :-) 

Poza tym w 2013 i w pierwszym kwartale 2014 roku:

- fajną wycieczkę z kolegami po szczytach polskich Karkonoszy (Szrenica - Śnieżne Kotły - Przełęcz Karkonoska)
- wiele wyjazdów na Singltrek pod Smrkem i w polskie Izery

A aby utrzymać i przede wszystkim wzmocnić kondycję:
- ćwiczyłem siłowo 3x w tygodniu
- przez miesiąc-dwa biegałem i całkiem mi się to podobało
- biegałem na nartach biegowych - super sprawa! - strasznie mi się to podobało, ale zima była niestety króciutka
- jeździłem (niewiele) na trenażerze
- niewiele, bo pogoda była świetna i można było jeździć na świeżym powietrzu co uskuteczniałem ;)

Ten wpis jest tylko po to, abym w przyszłości mógł ocenić swoje postępy ;-)


Kategoria Inne


Przełęcz Okraj i Pec pod Snezką

Czwartek, 8 sierpnia 2013 · dodano: 10.08.2013 | Komentarze 1

W zamiarze miałem pojeździć lekko, ale w górskich rejonach jest to chyba nie możliwe i w efekcie umęczyłem się strasznie, a do tego napsułem sporo nerwów przez awarie, chociaż widoki były niesamowite.



Ruszyłem rano około 9 na Przełęcz Okraj. Przez okolice Kowar, leśnym długim podjazdem (pewnie wokół Jedlinki) wyjechałem na ostatnie 2km asfaltowego podjazdu na Okraj. Na górze było już sporo turystów, a ja ruszyłem na stronę czeską.



Zjechałem do osady Mala Upa gdzie znajduje się całkiem niezłe schronisko. W czeskich Karkonoszach mamy już do dyspozycji wiele ścieżek rowerowych - w dużej większości asfaltowych.



Jadąc dalej dojechałem do miasteczka Pec pod Snezką które prezentowało się naprawdę ciekawie. Dosyć sporo atrakcji, jakiś park zabaw, stoki narciarskie, w zimie pewnie byłoby lepiej. Zjadłem naleśnika (w Chatce Górzystów są lepsze!), kupiłem pamiątki i ruszyłem w drogę.



Zamiarem było dotarcie do Spindlerovego Mlyna, ale przyznam, że nie przyłożyłem się do układania trasy i nie miałem pojęcia że czeka mnie TAKI PODJAZD. Istny zabójca, cholernie długi i cholernie stromy. Zacząłem go na wysokości 660m, a skończyłem na 1497m! Czyli już na Równi pod Śnieżką. Było bardzo ciężko, a w pewnym odcinku w lesie trochę podprowadzałem, bo brakowało mi sił.





Na górze asfalt już się topił i przyklejał do opony. Gdy dojechałem wreszcie do schroniska - było to Lucni Bouda to zobaczyłem mnóstwo rowerzystów. I to mi się podoba - tam mamy do dyspozycji mnóstwo tras po samych szczytach gór, a u nas... szkoda gadać.





Ruszyłem dalej, chcąc dotrzeć od razu na Przełęcz Karkonoską, ale kurcze zachowałem się głupio i chcąc przeskoczyć rów odprowadzający wodę naskoczyłem oponą na krawędź i oczywiście powietrze z dętki umknęło w mgnieniu oka. Szybka wymiana i po krótkim odcinku to samo... Nie wiem czy nowa dętka była dziurawa, ale załatałem 3 dziurki i pojechałem dalej. Nie na długo, bo znowu powietrze uciekło, a ja nie miałem już ani dętek ani łatek...









Czekało mnie sprowadzanie roweru z Równi pod Śnieżką. Mimo pięknych widoków, nie miałem humoru i trzeba było robić to czego nienawidzę, czyli prowadzić rower. Zszedłem polską stroną na dół - na Polanę. Zaraz potem zobaczyłem innego rowerzystę, który wybierał się do Strzechy Akademickiej. Poprosiłem go o to aby sprzedał mi dętkę i dobiliśmy targu ;-) Zrobiłem co trzeba, choć opona wchodziła cholernie ciężko, miałem wrażenie jakby po tym upale lekko się zbiegła :D

Zjechałem na dół i wreszcie wszedłem pod zimny prysznic - tego mi było trzeba!


Kategoria Wycieczki


Zamek Chojnik, Przesieka i Borowice

Środa, 7 sierpnia 2013 · dodano: 10.08.2013 | Komentarze 2

W środę pojeździłem po terenie, bo okolica oferuje naprawdę wiele, w końcu od lat odbywają się tutaj maratony MTB - w Karpaczu, czy kiedyś w Przesiece.

Najpierw ruszyłem na zamek Chojnik. To także teren KPN, na dole kupujemy bilet i ruszamy w górę (rowery są dozwolone). Nie jest łatwo, miejscami nawet bardzo ciężko, ale każdy kolejny przejechany odcinek dodaje satysfakcji. Pod koniec trochę wprowadzałem, bo po głazach już jechać się praktycznie nie dało. Zjazd za to to była czysta przyjemność ;)



Później ruszyłem w kierunku Przesieki i wodospadu Podgórnej. Robi wrażenie, z chęcią bym tam wskoczył, ale górska woda jest lodowata, choć jakiś mors się tam kąpał. Napełniłem bidon i jedynie się ochlapałem, a później ruszyłem dalej.



Dodam, że spora część trasy przebiegała tegorocznym Bikeadventure, w niektórych miejscach były oznaczenia na drodze, a w innych nawet kartka ze strzałką na drzewie, mimo, że etapówka zakończyła się miesiąc temu.

Podczas drogi do Borowic miałem małą kraksę, nie pomyślałem i najechałem na mokrą kłodę, co jak wiadomo kończymy się najczęściej glebą. Ja oczywiście przez kierownice i na twarz, zdarlem sobie co nie co i wyglądałem jak po pobiciu ;)

Przez Borowice tylko już przejechałem, a później po dosyć długim podjeździe wyjechałem na szczycie Karpacza, na ulicy Karkonoskiej.


Kategoria Wycieczki


Śnieżka zdobyta! :-)

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · dodano: 06.08.2013 | Komentarze 5

A w poniedziałek postanowiłem wjechać na Śnieżkę i udało się - Królowa Sudetów zdobyta! :-)

Motywację miałem sporą, bo zostawiłem portfel w Samotni i musiałem po niego pojechać. Panie ze schroniska okazały się bardzo bardzo miłe i serdecznie dziękuję im za przechowanie zguby.

Co do samego podjazdu, to pogoda była świetna, bardzo ciepło, ale nie aż tak gorąco jak tydzień temu. Wyjechałem o godzinie 8, niestety nie miałem licznika, więc nie powiem ile czasu zajął mi wjazd.

Ludzi na szlakach było bardzo dużo, jak to w słoneczny dzień na wakacjach. Dwa razy spotkałem strażników KPN w swoich autach, ale obyło się bez reakcji.



Wjeżdżałem spokojnie, równym tempem, ludzie byli bardzo mili i schodzili z drogi w razie potrzeby, choć starałem się nie przeszkadzać.



Podjazd jest ostry, trzeba przyznać, są momenty zawahania w głowie, ale jak się chce to wszystko da radę. Najgorzej było na samiutkim końcu, ostatnie 5-10m, dużo ludzi i przyznam, że zsiadłem z roweru i wjechałem w drogę na prawo.





Na górze już podziwianie przepięknych widoków, odpoczynek i powrót na dół - niezła terapia wstrząsowa :D


Kategoria Wycieczki