Info

Suma podjazdów to 41635 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Lipiec1 - 0
- 2015, Maj1 - 0
- 2015, Kwiecień1 - 6
- 2014, Październik1 - 1
- 2014, Wrzesień2 - 24
- 2014, Sierpień3 - 4
- 2014, Lipiec10 - 36
- 2014, Czerwiec3 - 10
- 2014, Maj10 - 28
- 2014, Kwiecień5 - 19
- 2013, Sierpień6 - 12
- 2013, Lipiec24 - 4
- 2013, Czerwiec21 - 12
- 2013, Maj3 - 4
Treningi
Dystans całkowity: | 536.36 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 24:11 |
Średnia prędkość: | 22.18 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.70 km/h |
Suma podjazdów: | 7429 m |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (83 %) |
Maks. tętno średnie: | 151 (74 %) |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 67.04 km i 3h 01m |
Więcej statystyk |
- DST 46.27km
- Czas 02:26
- VAVG 19.02km/h
- VMAX 54.70km/h
- HRmax 169 ( 83%)
- HRavg 151 ( 74%)
- Podjazdy 978m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Pętla po Izerach
Wtorek, 15 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 1
Udało się, jadę do Bielawy, więc ten tydzień podyktowany pod najbliższy start. Wczoraj wyczyściłem rower - jak co poniedziałek, a dzisiaj czas na jakąś mocniejszą jazdę. Myślałem nad jakąś czasówką, chciałem coś w terenie, ale nie mogłem wytyczyć sobie żadnej pętli, więc wybrałem inny trening - symulację wyścigu, który także bardzo lubię, bo jadę jakąś fajną trasą i staram się trzymać mocne tempo.
Miałem startować na przejściu w Czerniawie, ale są jakieś roboty na drodze i jest ona zamknięta, więc pojechałem do Świeradowa i zaparkowałem na samym jego końcu. Akurat rozgrzewka po asfalcie do parkingu nad dolną stacją gondoli. Wyszło z 6km rozgrzewki, włączyłem kurs, który rano nakreśliłem na Stravie (super narzędzie) i ruszyłem.
Standardowo najpierw szuter, potem asfalt ostro w górę i tak aż do Łącznika. Ludzi bardzo mało, chyba przestraszyli się pogody, choć ja też miałem wielką nadzieję, że mnie deszcz nie złapie. Szuter lekko w dół, Drwale i po asfaltowym zjeździe zakręt w lewo i zaczął się jakiś płaski szuterek. Z 5km niemal idealnego płaskiego, choć dzisiaj starałem się dodać podjazdów do trasy. Trochę w górę, w dół i byłem na Rozdrożu pod Cichą Równią. Chmury były nieciekawe, wyglądało to tak, jakby nieco dalej nieźle padało, ale nade mną była ładna pogoda ;)
Dalej kierunek na Orle, pamiętałem go z biegówek w zimie, więc wiedziałem, że teraz będzie ostro w dół. W sumie pod warstwą śniegu nie wiedziałem, że jest tam tak kamieniście. Do Orlego nie dojechałem, bo na dole trasa była poprowadzona od razu w lewo i od razu kierowałem się podjazdem w kierunku Samolotu. Oj pamiętam ten fragment z maratonu w Świeradowie - rok temu jechałem tam GIGA i cierpiałem na tych podjazdach. Zaraz pokazał się Samolot, na początku strasznie długi, ale szybko minął. Na biegówkach jest znacznie trudniejszy, rowerem to po prostu kolejny podjazd.
Dalej był zjazd do Jakuszyc, też przypomniałem sobie biegówki, jak tam zjeżdżaliśmy ze strachem w oczach, bo jest tam stromo, no i są ostre zakręty. Jechałem tam wtedy na czuja ledwo trzymając równowagę, a dalej był lód i zatrzymywaliśmy się po prostu wpadając w zaspę śniegu, bo nie umieliśmy inaczej :D
Z Jakuszyc od razu Górnym Duktem Końskiej Jamy do Rozdroża, a stamtąd na kopalnię. Trasa była mokra, więc faktycznie tam wcześniej padało. Mnie na szczęście nic nie złapało... Na kopalni krótki postój, zrobiłem fotkę i ruszyłem w drogę, bo już niewiele zostało do końca. W tym kierunku do Sinych Skałek jeszcze nie jechałem, a nie było wygodnie, bo jest tam dużo żwiru i małych kamyków i koło się trochę ślizga.
Na szczycie coś zaczęło już kropić, ale mnie czekał już tylko zjazd w dół. Na początku uważnie, bo było dużo luźnych kamieni, ale później już trochę szybciej. Potem trochę płaskiego i kolejny zjazd, tym razem już bezpośrednio do Świeradowa.
Ogólnie dobry trening, starałem się jechać mocno i się zmęczyłem. Odpuściłem już końcówkę, bo planowałem jeszcze pojechać tym asfaltem w górę, tak jak na Bike Adventure i skończyć dopiero na tym parkingu, gdzie zaczynałem, ale nogi był już zmęczone, więc nie będę się dobijał, a 2 i pół godziny treningu to dzisiaj w sam raz.
Do Bielawy już same lekkie rozjazdy, oby pogoda dopisała, to będzie fajny wyścig.
- DST 61.22km
- Czas 03:11
- VAVG 19.23km/h
- Podjazdy 1188m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Deszczowe Góry Izerskie
Sobota, 21 czerwca 2014 · dodano: 21.06.2014 | Komentarze 6
Ostatnio nic nie pisałem, ale to nie znaczy, że nie jeździłem, bo nadal regularnie trenuję, tylko nie chciało mi się opisywać nudnych tras, bo takie ostatnio głównie u mnie były.
Lubię weekendy, bo praktycznie zawsze jadę wtedy rowerem w góry na dłuższą trasę, a takie właśnie są moimi ulubionymi. Rano pogoda była średnia, zapowiadano przelotne opady, ale byłem już "głodny" roweru i koniecznie chciałem pojechać w góry.
Start spod granicy w Czerniawie, zaraz potem ostry podjazd na parking nad dolną stacją gondoli i szuterek w górę jak na Bikemaratonie. Coś czułem, że nogi dzisiaj były nawet "świeże" i jechało mi się bardzo przyjemnie. Zaraz potem asfalt i start podjazdu pod Stóg, a konkretniej to pod przełęcz Łącznik, bo jechałem dzisiaj tak jak lecą tędy maratony. Minąłem jakąś parę na rowerach, a z nieba zaczął padać deszcz. Na podjeździe było mi jednak tak gorąco, że nawet nie myślałem, żeby zawracać, bo dzisiaj nastawiłem się na ogólnie jazdę w lekkim deszczu, a niezbyt mi przeszkadzał.
Podjazd szedł żwawo, ale coraz bardziej padało, choć widać było momentami czyste niebo, więc czekałem aż tylko przestanie spadać deszcz. Tak też się stało, a ja kręciłem kolejne metry w górę. Już ostatnie rozwidlenie, ja pojechałem prosto i znak na asfalcie, że zostało 500m do końca. Fajnie szybko poszło. Szybciej niż na maratonie we wrześniu 2013, a nie czułem się taki zmęczony, więc idzie coraz lepiej.
Potem szuter do Drwali, a stamtąd zjazd na Polanę Izerską. Wszedłem do Chatki Górzystów, założyłem buffa na uszy i pojechałem dalej. Nogi dobrze podawały, jechało mi się bardzo przyjemnie, a odcinek do Orlego bardzo lubię. Tam króciutki przystanek, zrobiło się jakoś cieplej, to ściągnąłem buffa i obrałem kurs na Harrachov. Znowu zaczynało padać, ale jechałem dalej. Ten odcinek jest też bardzo przyjemny. Na przejściu granicznym się napiłem, swoją drogą co chwila widziałem jakichś rowerzystów mimo nieprzyjemnej pogody.
Zjechałem do PKP Harrachov i stamtąd szukałem szlaku do Jizerki, bo wiem, że jakiś jest, ale nigdy stamtąd bezpośrednio nie jechałem (kiedyś jechałem na około przez asfalt ale to bez sensu na MTB). Znalazłem, bo wszędzie są fajne mapki i ruszyłem w drogę. Szlak czerwony był bardzo fajny, po korzeniach, w lesie, momentami bardzo stromy, no i te nieprzyjemne wypusty czy co to było. Czesi mają w tej okolicy takie usypane jakby "wały" - nie wiem jak to nazwać, ale źle się to przecina rowerem. Wyjechałem przy mostku i już poznałem trasę, bo jechałem tamtędy na początku wiosny.
Teraz kilka kilometrów asfaltu w stronę Bukovca, a potem coraz bardziej w górę, w końcu ten szczyt ma ponad 1000m n.p.m. a szlak prowadzi niemal obok samego szczytu. Końcówka naprawdę stroma, ale wjeżdżało mi się bardzo przyjemnie, bez przystanków.
Niestety jak wyjechałem nad Jizerką, to zaczęło porządnie padać, zjechałem do tej malutkiej wioski i cóż... zostało tylko jechać dalej wg planu.... A padało i było zimno i bardzo nieprzyjemnie. Zobaczyłem na temperaturę i poniżej 6 stopni C, a to niewiele.
Pojechałem nowym dla mnie czerwonym szlakiem, który miał mnie zaprowadzić do Hubertki. Planowałem wracać singlami na granicę, ale że byłem już cały przemoczony, to chciałem jak najszybciej wrócić do auta, ale ta wizja była jednak jeszcze odległa, bo po przejechaniu kilku kilometrów nie wiedziałem gdzie jestem :D
Pech chciał, że mapa w Garminie też mi nie działała. Padało już mocno, było cholernie zimno, a ja nie wiem gdzie się znajduję. Minąłem kilka rozwidleń, ale zawsze wybierałem tę w lewo, bo tak czułem, że tam trzeba jechać w kierunku Hubertki. Jechałem po jakichś szczytach, jakby świeciło słońce, to mogłoby być tam naprawdę super.
Doszedł jeszcze jeden problem - amortyzator chyba wypuścił mi powietrze i stracił skok... No to ładnie, ciekawe co teraz zrobię, przez single już na pewno nie wracam, bo jeszcze coś się stanie (w sumie nie wiem co może się stać jak go dobiję), a skoku nie było już prawie w ogóle... Robiłem ostatnio serwis amorka i chyba zrobiłem go źle :D
Było okropnie, ale ciągle tylko myslałem, że mogłoby być gorzej... Np. jakaś burza - to dopiero miałbym przechlapane, bo nie byłoby gdzie się schować :-) Jechałem, jechałem i pojawiły się oznaczenia szlaków, do Hubertki 10km więc coś wcześniej chyba lekko pochrzaniłem, bo powinno być krócej. No, ale nic, pojechałem dalej, bo co mi zostało.
Mijałem już jakichś turystów więc zawsze raźniej. Minąłem w końcu znak z "0,5km w prawo na Smrk" więc już mniej więcej wiedziałem gdzie jestem - gdzieś lekko pod Smrkem. Zrobiłem zdjęcie i ruszyłem dalej.
Po asfalcie już poznałem tę drogę, kiedyś zjeżdżałem tędy ze Smreka, na jesieni, ale wtedy byłem w kurtce i było mi na pewno cieplej :)
W końcu dojechałem do rozwidlenia gdzie zjeżdża się na singla do Hubertki. Ja zadowolony, bo single już odpuściłem, a do granicy już niewiele, praktycznie tylko z górki :) Zjechałem tym stromym asfaltem w dół, gdzie zawsze się na single podjeżdża, a na granicę wjechałem ostatnim króciutkim singlem.
W nagrodę na ostatnim zakręcie coś mi się koło uślizgnęło. Myślę - no ładnie... I faktycznie - dętka przebita, powietrza nie ma, ale tyle dobrze, że do auta zostało z 50m :-) Chciałem biec, ale jak zacząłem, to miałem tak zmarznięte nogi, że ledwo szedłem haha :)
Po takich trasach docenia się suche ubrania i dach nad głową haha :) Trasa jest super, tylko żeby pogoda była nastepnym razem jak trzeba!
- DST 91.31km
- Czas 03:28
- VAVG 26.34km/h
- Podjazdy 968m
- Sprzęt szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Letnia szosa
Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 22.05.2014 | Komentarze 0
We wtorek były sprinty, a dzisiaj miała być dłuższa jazda szosą spokojnym tempem. Pogoda jak w lecie, ale ja lubię takie temperatury - wolę się cały spocić niż marznąć w palce :-)
Trasa miała być podobna do tej sprzed tygodnia, bo bardzo polubiłem te szosy z okolic Gór Izerskich. Standardowo przez Rębiszów, Starą Kamienicę dojechałem do Jeleniej i tam zdecydowałem gdzie pojadę dalej. Miał być Kromnów i Chromiec, ale wybrałem jednak Szklarską i Świeradów. Więc pojechałem przez Cieplice i Sobieszów, gdzie spotkałem Marcina. Na początku się nie poznaliśmy, ale potem obaj obróciliśmy się do tyłu, bo chyba potrzebowaliśmy czasu, żeby się zorientować, że ja to ja, a on to on :D Pojechaliśmy razem do końca Piechowic, a ja ruszyłem w stronę Szklarskiej.
W ogóle zapomniałem kupić w Piechowicach jakieś picie, bo już mi się skończyło i trzeba było jechać do Szklarskiej bez wody. Podjeżdżało mi się nawet przyjemnie, trzymałem niezłe tempo, bez żadnych zrywów tylko spokojne, ale tętno poszło nieźle do góry. Miałem nadzieję na jakiś lepszy wynik w segmencie na Stravie, ale cholera nie wiedziałem, że jest on aż do skrzyżowania Jakuszyce-Świeradów, a ja zatrzymałem się chwilę wcześniej w Żabce po napoje... I cały czas uciekł przez palce :)
Za skrzyżowaniem zrobiło się nieprzyjemnie, bo... drogowcy łatali dziury :( Żwir czy co to było strasznie lepił się do opon, latało to wszędzie, a opony były całe czarne. Na Zakręcie Śmierci trochę oczyściłem opony, ale nie dało się tego do końca zrobić. Później same się w dużej części oczyściły jak dojechałem do Rozdroża, a potem do Świeradowa, ale na tylnej nadal pozostały dwa czarne ślady po bokach. W ogóle wiało dosyć konkretnie, to trochę bardziej uważałem na zjeździe, choć i tak zawsze mam spore obawy do takiej szybkiej jazdy na asfalcie, w sumie nie wiem czemu, bo przyczepność jest najlepsza... :-)
A wieczorem składałem MTB, wymieniłem linki, pancerze, manetki, hamulce... Miała być też wymieniona korba, ale nie mogę odkręcić kominów i trzeba będzie pewnie coś ciąć/wiercić :( Jutro rano zajmę się resztą i założę wreszcie łańcuch - to będzie chwila prawdy, czy wszystko śmiga.
- DST 61.20km
- Czas 02:20
- VAVG 26.23km/h
- Podjazdy 741m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Tempówki
Czwartek, 15 maja 2014 · dodano: 15.05.2014 | Komentarze 3
Dzisiaj planowo tempówki interwałowe - miały być na podjeździe, więc po chwili zastanowienia, gdzie by można było znaleźć dłuższy i w miarę równy podjazd, pojechałem do Świeradowa na szosę prowadzącą na Rozdroże Izerskie. Trening szedł bardzo sprawnie, ale ten podjazd jednak nie spełniał do końca założeń, bo miało być 2-4%, a było w niektórych miejscach znacznie więcej. Nie przekraczałem znacznie progu mleczanowego - jechałem na tętnie wokół niego, więc chyba okej. Zrobiłem 4 powtórzenia po 9 minut, jak zjeżdżałem to trochę żałowałem, że nie dołożyłem jeszcze jednego, ale w sumie na ostatnim już mnie mocno plecy bolały.
Dobry trening, jutro przerwa, a na weekend są już ciekawe plany. W sobotę raczej wybiorę się w Izery, zrobię mocno podjazd pod Stóg, a potem raczej poszaleję po singlach. Myślałem o objeździe trasy BM w Wałbrzychu, ale nadal mocno się waham, jeszcze pomyślę :)
W niedzielę za to pojadę pewnie szosą do Jeleniej i pooglądam wyścig AMP przy hotelu Paulinum :-) Będzie można chyba testować Canyony, tylko na pół godzinki, ale przejechałbym się jakimś ciekawym modelem ;)
Poza tym wyczytałem w Magazynie Rowerowym, że tegoroczna trasa BM Świeradów ulegnie zmianie i pójdzie ponoć przez kopalnię Stanisław i ten zjazd z Wysokiego Kamienia do Górzyńca, czyli dobrze znane mi już trasy :-)
- DST 79.60km
- Czas 03:08
- VAVG 25.40km/h
- Podjazdy 947m
- Sprzęt szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Grzbiet Kamienicki szosą
Środa, 14 maja 2014 · dodano: 14.05.2014 | Komentarze 2
Po wczorajszym treningu mocy, dzisiaj miała być szosa w tlenie. Miałem zaplanowaną fajną trasę, ale od rana co chwila padał deszcz i już miałem wsiadać na trenażer. Na szczęście tego nie zrobiłem i w końcu wypogodziło się na chwilę, więc wyjechałem szosówkę tam gdzie zamierzałem od rana :-)
Pogoda była bardzo zmienna. W niektórych momentach było mi za gorąco, bo miałem na sobie długie termo i żałowałem, że je ubrałem, a później z kolei robiło się chłodno, kiedy chmury zakrywały niebo i padał lekki deszczyk. W zasadzie było tak przez całą trasę, ale udało się wrócić bez jazdy w ulewie, więc jestem bardzo zadowolony z tego, że dzisiaj wyjechałem :)
Najpierw pojechałem przez Rębiszów i inne wioski do Jeleniej Góry, a tam na głównej skręciłem w prawo w kierunku osiedla Piastów. Od dawna chciałem przejechać się tymi szosami położonymi na wyższym "segmencie" - nad Starą Kamienicą itd. Więc z Piechowic podjeżdżałem na Zimną Przełęcz, bo tak chyba nazywa się to miejsce. Podjazd jest naprawdę niezły, wiedziałem, że jest tam segment w Stravie i nie chciałem być ostatni w klasyfikacji, to musiałem wejść na wyższe tętno, a miałem dzisiaj jeździć głównie w 2 strefie. I tak nie udało się wejść do TOP 10, ale wiem, że przyjadę tam jeszcze nie raz i na pewno pojadę ten fragment mocniej.
Stamtąd asfalt prowadził już bardzo malowniczym fragmentem Grzbietu Kamienickiego przez Kromnów, Chromiec i wcześniej Kopaniec. Nie pamiętam, żebym tam wcześniej był, a bardzo mi się tam spodobało. Dalej już znany mi Antoniów, ładne domy przysłupowe, a potem po podjeździe czekał na mnie już stromy zjazd. Nie rozpędzałem się zbyt mocno, bo osobiście boję się pędzić tak szosówką w dół, hamulce słabe, ta droga na końcu wjeżdża w główną i trzeba się zatrzymać.
Tam już zaczęło znowu lekko padać, pojechałem tym razem przez Kłopotnicę, a następnie Grudzę, przypomniałem sobie przy okazji fajny podjazd, z którego widać pięknie panoramę Gór Izerskich i Karkonoszy - już kiedyś tam byłem, ale było to jakieś 2 lata temu, jak zaczynałem w ogóle przygodę z rowerem.
Robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie, ale do domu nie zostało już zbyt wiele, więc się nie smuciłem. Przez Rębiszów i Mirsk wróciłem do domu. Ogólnie to świetna trasa i na pewno jeszcze wiele razy przejadę się tymi asfaltami :)
- DST 81.93km
- Czas 03:14
- VAVG 25.34km/h
- Podjazdy 885m
- Sprzęt szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosowo
Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 7
Dzisiaj planowo lekki trening na szosie. Trasa bez żadnych historii. Od Pilchowic wiatr zaczął mocno dawać się we znaki, a im dalej tym było z tym gorzej. W Jeleniej postanowiłem skrócić trasę, bo nad górami pojawiły się ciemne deszczowe chmury. Wracało się ciężko - pod silny wiatr, ale na szczęście ominął mnie deszcz.
Żeby nie było, że jeżdżę tylko tyle razy ile jest tutaj wpisów :P Obecnie trenuję 5x w tygodniu, a opisuję tylko te ciekawsze treningi albo kiedy mi się chce :-) Właśnie skończyłem pierwszy tydzień rozbudowy (wg Friela) i czuję, że dobrze przyjąłem obciążenie.
Przyszły tydzień podobny, ale nie będzie mnie w sobotę, więc trochę zmieni to plany. W niedzielę w JG są Akademickie Mistrzostwa Polski i myślałem, czy nie wybrać się szosą pooglądać, ale będę pewnie głodny MTB :) Będą też "Górale na Start" w Szczawnie, ale to XCO, co niezbyt mi pasuje i szkoda mi trochę tam jechać dla 15km trasy, choć, wiem, że ujechałbym się cholernie i byłby to świetny trening. Zależnie od pogody pojadę w takim razie albo na objazd trasy Bikemaratonu w Wałbrzychu albo standardowo po Izerach - na Stóg, Smrek i potem pętla po singlach, bo już mnie do nich znowu ciągnie.
- DST 77.71km
- Czas 04:25
- VAVG 17.59km/h
- Podjazdy 1722m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Po trasie BikeAdventure w Świeradowie
Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 5
Nie pojechałem dzisiaj na maraton do Zdzieszowic, a że pogoda zapowiadała się niezła, to pojechałem do Świeradowa przejechać się trasą Bikeadventure - choć nie w 100%. Zacząłem od granicy w Czerniawie, żeby przez dojazd do samego Świeradowa się rozgrzać, a nie zaczynać od razu z grubej rury, czyli od podjazdu na Stóg. Strasznie wiało, ale wiedziałem, że w lesie nie będzie to odczuwalne, więc się nie przejmowałem.
Pod Stóg wjeżdżało mi się dosyć przyjemnie, a z końcówki byłem bardzo zadowolony, bo trzymałem równe tempo, pedałowałem bez zrywów i właśnie tak chciałbym to robić na każdym podjeździe - tylko szybciej :D Miałem od razu jechać na Łącznik, ale widoki były niesamowite, to skusiłem się na Stóg żeby przez chwilkę popatrzeć się na okolicę :-)
Później już standardowo - na Halę Izerską, potem szlakiem, który doprowadził mnie do Rozdroża pod Cichą Równią. Fajnie było się tam na moment zatrzymać, bo jeszcze kilka miesięcy temu jeździłem tam na biegówkach, fajnie tak powspominać. Dalej podjazd pod kopalnię, który wyszedł mi bardzo sprawnie. Następnie zjazd w okolice Szklarskiej Poręby i od razu ostry podjazd pod Wysoki Kamień. W sumie to nigdy tam jeszcze nie podjeżdżałem, choć w dół jechałem wielokrotnie. Nie jest on długi, ale bardzo stromy i w końcowej fazie trzeba "gryźć kierownicę", żeby utrzymać przyczepność. Chwilę podprowadziłem, bo wytraciłem równowagę i ciężko było się znowu wpiąć.
Następnie zjazd żółtym szlakiem do Górzyńca. Jeszcze niedawno go nie znałem, a teraz był to już mój 3 zjazd tym szlakiem w ciągu około miesiąca. Jednak wiem, że już długo się tam nie wybiorę, bo mi się już znudził. Wytelepał mnie jak zawsze, znowu amorek był za twardy albo za dużo powietrza w oponach, bo wytarmosiło mnie doszczętnie i ręce znowu porządnie mnie bolały. Wydaje mi się, że ucieka mi powietrze z jednej komory w tym amortyzatorze, ale to jeszcze do sprawdzenia (odpowiada ona właśnie za miękkość).
Na dole piękne widoki na Karkonosze - Śnieżne Kotły, a z Górzyńca zaczął się podjazd po Rozdroże Izerskie. Tam już powoli mnie odcinało, byłem już zmęczony i niezbyt podobała mi się wizja tego długiego szutrowego podjazdu :-) Jakoś się tam wdrapałem i miałem jechać nadal szutrem aż do Świeradowa, ale kurcze skończyło mi się picie a bardzo chciało mi się czegoś napić, więc wybrałem zjazd asfaltem, byle szybciej do sklepu... Teraz muszę kupić bukłak, to starczy na całą trasę... Już jeden miałem, ale go zaniedbałem i tak cuchnie, że strach z niego pić :P
Auto miałem zaparkowane na granicy, więc jeszcze ze Świeradowa dzieliła mnie niezła górka. Zresztą i tak miałem wracać singletrackiem. Tak też zrobiłem i już w sumie tak na resztkach sił, bo byłem już zmachany, pojechałem obczaić nowy fragment czarnego polskiego szlaku, bo do tej pory tego jeszcze nie zrobiłem. Zgodzę się z tym, co mówili inni - jest po prostu słaby i przy tych nowych króciutkich fragmentach się nie postarali. Dalej już leciałem starym singlem i flow było świetne! Jeden z lepszych fragmentów dzisiejszej trasy. Mimo niewielu sił to podobało mi się cholernie i muszę niebawem wybrać się na singla, bo już się "stęskniłem" choć jeszcze niedawno miałem go już trochę dosyć :P
- DST 37.12km
- Czas 01:59
- VAVG 18.72km/h
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy Memoriału im. Jurka Zawadzkiego
Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 30.04.2014 | Komentarze 12
Dostałem wczoraj ślad .gpx od Birdasa i dzisiaj pojechałem w końcu objechać trasę Memoriału im. Jurka Zawadzkiego. Wyścig odbędzie się w Szklarskiej już w najbliższą sobotę i chcę w nim wziąć udział.
Pogoda dzisiaj była świetna, bardzo ciepło, pod rower idealnie bo niecałe 20 stopni, w lesie coraz bardziej sucho - tylko jeździć :-)
Najpierw się lekko rozgrzałem, a potem wyruszyłem na pierwsze okrążenie, w którym chciałem zapoznać się z trasą. Na początku wydawało mi się, że będzie to cholernie szybki wyścig, ot lekki szuterek raz w górę raz lekko w dół. Jednak się myliłem, bo zaraz potem był ostry skręt w lewo i się zaczęło - dość długi stromy podjazd po niewygodnej nawierzchni - kamienie, jakieś pozostałości po ścince drzew. Koło mi buksowało i zszedłem, ale nie dałem za wygraną, tylko zawróciłem i próbowałem jeszcze kilka razy to podjechać. W końcu jakoś się udało - po spuszczeniu trochę powietrza w oponach i zablokowaniu amortyzatora. Na początku myślałem, że wjadę to na stojąco, ale nie miałem pojęcia, że ten podjazd jest taki długi, ledwo go wjechałem siedząc :-) Oj już wiedziałem, że w tym miejscu na wyścigu będę cierpiał!
Reszta trasy pokonana spokojnie, były miejsca gdzie leśniczy ścinali drzewo, więc tam trzeba było zwolnić albo przeprowadzić rower przez kłody, ale ogólnie trasa jest w porządku. Nie podobają mi się tylko zjazdy w dół - nie ma żadnych technicznych fragmentów, tylko długi zjazd po luźnych kamieniach, żwirze i do tego z ostrymi zakrętami. Takie miejsca są bardzo niebezpieczne, bo przyczepność nie jest wcale dobra, a prędkości rozwija się tam bardzo duże i można sobie zrobić małe co nie co :-)
Drugie okrążenie pojechalem już na maksa. Bałem się tylko tego stromego podjazdu, jakoś dałem znowu radę go wjechać, ale już po kilkuset metrach mięśnie mi się strasznie zakwasiły i miałem dosyć :) Jednak udało się wytrwać do jego końca i lekko odpocząć na zjeździe, choć dokręcałem cały czas.
Wg Garmin Connect wyszedł mi czas 38:49 na samym tym kółku od mapy do mapy. Nie wiem jak pojechałbym dwa mocne kółka pod rząd, no i dochodzi jeszcze ta dojazdówka z miejsca startu i dojazd do mety. Zobaczymy w sobotę, ale będzie boleć - na podjeździe :-)
Aha, i trzeba wymienić już powoli napęd... Cholera przeskakuje mi na tym podjeździe właśnie, przez to wybijało mnie z rytmu i musze uważać na którym biegu jadę, a nie o to przecież chodzi... Po maturach coś pomyślę nad tym. Będę sprzedawał mojego Stumpjumper'a i trochę osprzętu z niego przełożę do HT i przydałoby się kupić nową korbę 2x10.