Info

Suma podjazdów to 41635 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Lipiec1 - 0
- 2015, Maj1 - 0
- 2015, Kwiecień1 - 6
- 2014, Październik1 - 1
- 2014, Wrzesień2 - 24
- 2014, Sierpień3 - 4
- 2014, Lipiec10 - 36
- 2014, Czerwiec3 - 10
- 2014, Maj10 - 28
- 2014, Kwiecień5 - 19
- 2013, Sierpień6 - 12
- 2013, Lipiec24 - 4
- 2013, Czerwiec21 - 12
- 2013, Maj3 - 4
- DST 47.70km
- Czas 02:49
- VAVG 16.93km/h
- VMAX 60.10km/h
- HRmax 186 ( 92%)
- HRavg 170 ( 84%)
- Podjazdy 1344m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
O startach i celach w tym sezonie
Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 11.07.2015 | Komentarze 0
Nie opisywałem ostatnich wyścigów, ale pod wpływem dzisiejszego dobrego wyniku w Szklarskiej opiszę chociaż jak to u mnie wygląda ze startami i jakie mam cele na sezon, bo i takie się nawet pojawiły.
Fot. 1: końcówka w Walimiu
W ostatnim czasie pojeździłem sporo po górach, a i startowałem 4 weekendy pod rząd i w końcu forma i co najważniejsze - radość z jazdy w górach wróciła, więc jest git. Startowałem w Jeleniej, potem w Walimiu, Bielawie i dzisiaj w Szklarskiej i na każdym z tych wyścigów jechało mi się naprawdę nieźle albo i lepiej i wyniki też są coraz lepsze. Byłem też na weekendowym zlocie forumrowerowe.org - fajna luzacka impreza, lekka jazda przez pół dnia, wieczorem ognisko przy znanym z maratonów schronisku Orzeł, gdzie spaliśmy. Góry Sowie zostały trochę objeżdżone :-) Dla mnie to już obowiązkowa impreza w roku, bo byłem 3-ci raz pod rząd.
Fot. 2: zjazd w Bielawie
Przez ostatnie 2 tygodnie jeździłem dosyć dużo, w czwartek byłem już na maksa zmęczony - wyjechałem na chwilę, a ledwo wróciłem do domu, ale też coś się nie wysypiałem. Natomiast wczoraj nogi były już jak nowe, kręciło się lekko i miałem nadzieję, że będzie tak i dzisiaj. To się udało i naprawdę czułem świeżość i dawno nie jeździło mi się tak dobrze pod górę. Wyścig udany, do połowy dystansu na zjazdach korki albo ludzie jadący wolno, ale taki urok Bikemaratonów - wolę te mniejsze wyścigi, gdzie jest większy luz na trasie. Jechałem równo przez cały wyścig, ale szczególnie pierwszy podjazd to był ogień! Aż sam się dziwiłem, że tak dobrze mi się podjeżdża. W każdym razie z tego co widzę, to mój najlepszy wynik na Bikemaratonach, bo lepiej niż w Świeradowie rok temu także jest gites.
Czas: 02:48:12 (zwycięzca 02:06:46)
Miejsce: Open 107/546, M2 38/100
Punkty sektorowe 0,75366
Cele na sezon?
Po słabym początku niezbyt chciało mi się ścigać, ale po tych już regularnych jazdach w górach udało się rozkręcić nogę, więc mogę jechać na zawody i czerpać z tego przyjemność.
1) Dlatego widzę cel na horyzoncie - TOP 100 Open na MEGA na którymś Bikemaratonie. Nigdy mi się to nie udało, a jest taka szansa.
2) Drugi cel to.... BikeAdventure 2015 i poprawa czasów sprzed roku. Zapisałem się znowu na BA, bo teraz jest dopiero w sierpniu, więc myślę, że dam radę się do niej przygotować (tak aby przejechać z radochą). Będzie to fajna impreza - wiele znajomych, atmosfera i na pewno ponownie świetna przygoda. Na plus na pewno mniej ludzi, ciekawsze - bardziej wymagające trasy i myślę, że będę się świetnie bawił.
Pojadę też na pewno do Głuszycy i Srebrnej Góry, bo Puchar Strefy MTB Sudety to seria super wyścigów, gdzie nie ma takiego tłoku na trasie, a same trasy są wymagające i ciekawe. Jednym słowem - warto!
- DST 51.20km
- Czas 03:02
- VAVG 16.88km/h
- VMAX 58.00km/h
- HRmax 192 ( 95%)
- HRavg 165 ( 81%)
- Podjazdy 1465m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Bikemaraton Wałbrzych 2015
Sobota, 23 maja 2015 · dodano: 23.05.2015 | Komentarze 0
A miałem nie pisać teraz relacji, bo dopiero skończyłem robotę, a jutro wstaję bardzo wcześnie, bo jedziemy na Puchar Świata do Novego Mesta oglądać i kibicować polskim zawodnikom na wyścigu :D Cieszę się strasznie, bo nigdy nie byłem na tak dużej imprezie kolarskiej i nie mogę się doczekać :-)
Dzisiaj przejechałem Bikemaraton w Wałbrzychu. Było bardzo fajnie - warunki kapitalne, trasa sucha, ciepło - nie można nic zarzucić. Wynik zależny tylko i wyłącznie od zawodnika i jego sprzętu, bo każdy miał i gdzie wyprzedzać i podjeżdżać i nawet coś tam wykazać się na zjazdach, choć tutaj to raczej tylko szybkością, bo zabrakło jednak trudniejszych fragmentów w dół - w ogóle ich chyba nie było. Za to zjeżdżaliśmy często bardzo szybkimi zjazdami po szutrze lub większych luźnych kamieniach i pewnie trochę osób mogło tam złapać jakąś kontuzję przy większej prędkości.
Strasznie chciałem się pościgać, bo trochę mi już tego brakowało, a i w ostatnich dwóch tygodniach niewiele pojeździłem i miałem wielką ochotę na mtb. Byłem raczej dobrze wypoczęty, noga nieźle kręciła, byłem ciekawy wyniku.
Wyglądało to tak, że pierwszy podjazd poszedłem mocno, wyprzedziłem sporo osób, tętno trzymało się wysoko i było naprawdę fajnie. Zaraz potem zjazd i też szybko, praktycznie bez korków - rewelacja, bo jedzie się na tyle, na ile się potrafi. Nabrałem pewności i czułem, że jest dobrze. Przed I bufetem jednak już mnie lekko przystopowało, krótki podjazd po kamieniach i nie bardzo nogi chciały mi kręcić i nawet zastanawiałem się czy nie skręcić na MINI, bo coś myślałem, że nie dam chyba rady dzisiaj tego mega. Jednak myśli szybko przeszły i już jechało się w porządku. Nogi znowu się rozkręciły i myślę, że jechałem dobrze, bardzo dużo siłowo (co potem też się zemściło), ale dobrze, ciągle do pewnie przodu i ludzi sukcesywnie wyprzedzałem. Na zjazdach jechałem szybko i pewnie, podjazdy dosyć mocno - czułem, że jadę po niezły wynik i nawet byłem pozytywnie zaskoczony, że jak na razie to wygląda to bardzo dobrze.
Jednak dalej nie szło już tak dobrze. Mniej więcej w połowie trasy, może trochę później już lekko osłabłem i jechałem trochę wolniej. To tam jeszcze nie było takie złe. Zaczęły mnie boleć plecy. W sumie czasami mam taki problem, ale dzisiaj to chyba przez źle ustawione siodełko, bo przyszedł mi nowy zacisk sztycy i założyłem to tak na oko i było chyba za wysoko. Bolało coraz mocniej i coraz więcej jechałem na stojąco. Im bliżej końca tym wiadomo coraz bardziej zmęczony, ale plecy coraz bardziej były uciążliwe (odcinek lędźwiowy) i nie mogłem się już doczekać mety. Ostatni długi podjazd męczony masakrycznie, oj czułem jakbym stał w miejscu, a nie jechał. Na szczęście się skończył, ale na zjazdach nie było lepiej - już chciałem tylko metę i się położyć, bo siedząc na siodełku plecy naprawdę przeszkadzały. Ostatnie 9km to kicha, bez przyjemności tylko z tym bólem i pod górę było bardzo ciężko. W końcu dojechałem na metę i wyścig nareszcie się skończył.
Wynik nie taki zły - jestem w miarę zadowolony. Wiem, że można spokojnie jeszcze lepiej, ale plecy mnie strasznie zaniepokoiły, bo na mecie to autentycznie nie mogłem się schylić, nawet zgiąć do połowy albo usiąść i takie totalne spięcie utrzymywało się z godzinę. Nie wiem jak to działało na koniec wyścigu - działała adrenalina, bo bez niej to plecy miałem nieruchome. Z czasem już było coraz lepiej, choć nadal je czuję. Muszę o to zadbać - dobrze ustawić siodło i robić więcej ćwiczeń core stability, bo może o to chodzić. Mam nadzieję, że tylko o to :-)
Ogólnie nie jest źle. W czerwcu będę miał niestety mniej czasu, ale bardzo chciałbym pojechać na BM do Jeleniej Góry, bo to edycja chyba w Rudawach Janowickich i koniecznie chce ją przejechać. Oby w miarę forma się utrzymała przez ten miesiąc, bo na lipiec planuję wrócić do Gryfowa, to bym wtedy porządnie pojeździł po górach i byłoby lepiej w dalszej części sezonu :)
Open: 243 / 628
M2: 67 / 126
- DST 47.39km
- Czas 02:15
- VAVG 21.06km/h
- VMAX 39.60km/h
- Temperatura 6.0°C
- HRmax 181 ( 89%)
- HRavg 162 ( 80%)
- Podjazdy 345m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Bikemaraton Miękinia 2015
Sobota, 18 kwietnia 2015 · dodano: 18.04.2015 | Komentarze 6
Pierwsze zawody w tym roku wyszły słabo, ale zanim je opiszę, to przybliżę nieco sytuację "treningową". Nie mogę powiedzieć, że się obijałem tej zimy, bo przez całą przerwę od ścigania sport był cały czas obecny - siłownia, bieganie i rower w lepszą pogodę. W zimie nawet były chęci na jazdę, ale przez cały ten okres robiłem spokojne jazdy lekkim tempem, bo to po prostu najprostszy trening, nie chciało mi się ani zaginać, ani układać jakiegoś planu, a jeździłem z myślą, że baza zawsze się przyda. Dopiero przyjeżdżając do Gryfowa jeździłem nieco mocniej na podjazdach, ale spadek formy był widoczny.
Ostatnio miałem słabszy okres z jazdą, bo były i problemy z rowerem - szosą i pogoda też nie zawsze dopisywała i marzec wypadł ogólnie blado. Powiem szczerze, że czułem, że jest bardzo słabo z formą, ale podczas Wielkanocy znacznie poprawiłem sobie humor, bo zaginając się na podjazdach, które tak samo pokonywałem mocnym tempem w zeszłe wakacje, o dziwo czasy były podobne, a niektóre i nawet lepsze. Także poczułem, że jednak jest potencjał i forma może szybko wrócić. Tak teraz patrzę, to ten pierwszy tydzień kwietnia był najbardziej obfity w kilometry odkąd używam Stravy w ogóle (392). Zrobiłem trochę dobrych treningów, ale już w weekend brakowało mi energii i w sobotę, jak i niedzielę mnie odcinało i wracałem zajechany. Może zabrakło regeneracji albo jakichś przemyślanych jazd w tym obecnym tygodniu, ale tak czy siak mocy dzisiaj nie było.
-------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj było zimno, ale w czasie jazdy tego nie czułem i pogoda jak najbardziej jednak dopisała, bo warunki na trasie były dobre. Zaraz po starcie już złapałem mały defekt, bo kurcze coś mi strzeliło z linką od przedniej przerzutki jak chciałem wrzucić wyższy bieg. Przerzutka przestała reagować i łańcuch nie schodził ani na dół ani w górę i został mi tylko środkowy blat. Dobrze, że środkowy, bo ten był najbardziej potrzebny.
Od początku jechało mi się jakoś tak nijako. Nie było mocy na mocniejsze depnięcie, jechałem swoim tempem, co jakiś czas mnie ktoś wyprzedzał, a ja nie mogłem utrzymać koła. Jedynie na prowizorycznych podjazdach albo ścieżkach gdzie było więcej piachu to albo zbliżałem się do ludzi albo coś i wyprzedziłem, ale niewiele. Jechało mi się nieprzyjemnie, bo jak nie ma mocy, to tak jest, ale dochodziło do tego to, że amortyzator mi w ogóle nie pracował i wszystko szło we mnie. Nie działa mi blokada amora i niedawno napompowałem go mocno, żeby był sztywny, ale to jest błąd, bo po terenie jeździ się bardzo niewygodnie, ciśnienie w oponach też pewnie za duże, trudno.
Zaczęły się single i nagle ludzie tak zwolnili, że szok. Już na początku chciałem wyminąć grupkę bokiem, ale zrypałem sprawę i sam zahaczyłem o kogoś - wywróciłem się i tyle z wyprzedzania. Musiałem postać dobrą minutę, bo wszystko mnie nawalało i nie było jak jechać. Ból puścił i pojechałem dalej, a wyprzedziło mnie kolejnych wiele osób. Już straciłem motywację, coś tam próbowałem wyprzedzać, ale po prostu było jak na wycieczce. W niektórych momentach tylko raz na jakiś czas zakręciłem pedałem, bo trzeba było czekać aż ruszą się ci przede mną. Nie wiem jak to działa, ale kiedy potem single zamieniały się w normalne szerokie drogi, to już nie jechali tak wolno tylko mi uciekali i tak to wyglądało. Potem już nie miałem chęci do jazdy, czekałem tylko na koniec i posuwałem się do przodu ślamazarnym tempem, bo nie potrafiłem jechać szybciej.
Ogólnie słabo to wyszło. Będę musiał zastanowić się jak to dalej jeździć, żeby forma wróciła albo i się poprawiła. Poprzedni tydzień dał mi na pewno prognostyk, że można śmiało zbudować dobrą jak na mnie formę i nie jest wcale tak źle. Dzisiaj poszło słabo, ale to pierwszy wyścig i przyczyn może być wiele. Czekam na jakiś górski maraton, a do tego czasu zobaczę jak i gdzie będę jeździł, bo Zdzieszowice raczej odpuszczę.
Gratulacje dla Bartka za świetny wynik i widzę, że Ariel też bardzo ładnie pojechał - ładnie Panowie ;)
- DST 50.10km
- Teren 50.10km
- Czas 02:43
- VAVG 18.44km/h
- VMAX 59.80km/h
- HRmax 188 ( 93%)
- HRavg 167 ( 82%)
- Podjazdy 1460m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Bikemaraton Świeradów 2014
Wtorek, 7 października 2014 · dodano: 07.10.2014 | Komentarze 1
O napiszę wreszcie podsumowanie wyścigu w Świeradowie. Pogoda świetna, wielu znajomych, a ja zastanawiałem się nad pojechaniem GIGA na koniec sezonu. Edycja na świetnie znanym mi terenie i nie mogłem się już doczekać startu. Dzień wcześniej czułem niezłą moc, strasznie chciało mi się jeździć w piątek, ale z dłuższą jazdą wytrzymałem do soboty.
Mocny początek. Po rozgrzewce jeździ mi się już dobrze te pierwsze podjazdy. Szedłem mocno, sukcesywnie wyprzedzałem, ale to normalne, bo mimo już 3. sektora, to nadal było wiele osób, które wyższy sektor wywalczyły tylko w Poznaniu. Szło naprawdę fajnie, bo nie czułem raczej jakiegoś bólu, tylko dokręcałem i jechałem ile tylko mam pary w nogach. Na tym asfalcie na Polanę Izerską czułem już jednak, że jadę trochę słabiej, ale starałem się wytrzymać ile się da i stromą końcówkę wjechałem jeszcze mocniej.
Potem ostro w dół na odpoczynek, trochę szutrów i ten stromy podjazd, który szedł mi ciężko. Nie mogłem się doczekać jego końca, bo czułem, że tam tracę. Na górze zobaczyłem Bartka z pękniętym łańcuchem. Sprawdziłem tylko czy mam spinkę, którą w sumie zawsze woziłem, a nawet dwie, ale musiałem przepakować ten woreczek do drugiego plecaka. Więc nie udało mi się pomóc i pojechałem dalej. Dalej płasko, szybko, utrzymałem się w grupce. Potem podjazd pod kopalnię, który bardzo lubię i też szedł mi bardzo dobrze i tutaj też poprawiłem znacząco swój czas z poprzednich prób. Dalej płasko, a potem bardzo szybki zjazd, gdzie trochę zyskałem, a i widziałem też chyba dużo ludzi, którzy złapali kapcie.
Podjazd pod Wysoki Kamień, to był krótki odcinek, ale kurcze dla mnie to był najgorszy moment w wyścigu. Strasznie ciężko mi się to jechało, a od połowy to już szedłem, bo nie dałem rady dalej jechać. Lekko plecy mnie bolały, jeszcze chciało mi się sikać :P i te kamienie wybijały mnie z rytmu. Ogólnie strasznie się denerwowałem i nie mogłem doczekać końcówki. Tam zaczął się mój ulubiony zjazd w tej okolicy. Zyskałem sporo pozycji, ale powiem szczerze, że były momenty lekkiego zawahania, bo coś kierownica wyrywała mi się z rąk - za słabo trzymałem gripy. Potem już naprawiłem błąd i jechało się jeszcze lepiej - jak zwykle po tym fragmencie poczułem dużo radości. Dalej już zaczął się podjazd pod Rozdroże, gdzie czułem, że na GIGA nie ma szans, bo bym wegetował. Więc jakoś doczłapałem się do Rozdroża dokąd jechaliśmy lekko po zmianach i minęło to całkiem sprawnie.
Jeszcze szutrowy podjazd i dłuuugi zjazd aż do Świeradowa. Dobrze, że uważałem na mostku, bo dwóch znajomych miało tam mocne wypadki - duża prędkość mogła narobić sporo kłopotów. Dalej szybka redukcja biegów i przed ostatni podjazd po asfalcie, potem szybki kamienisty zjazd i ostatnia mała męczarnia pod Czeszkę i Słowaczkę. Zjazd po singlach i wreszcie meta.
Udało się dojechać na dobrym miejscu i z wyniku jak najbardziej się cieszę. Wyszedł z tego super weekend, bo w nocy była pożegnalna impreza, a w niedzielę z kolegami z teamu jeszcze lekko pośmigaliśmy po singlach.
Teraz czas na trochę odpoczynku, luzu i pomyślenie o przyszłym roku - nabranie jakiejś motywacji, bo jednak trenowanie we Wrocławiu nie jest zbyt komfortowe, gdzie ja nauczyłem się już po prostu pojeździć i pomęczyć po górach bez nudnej jazdy w kółko :P
Czas: 02:43:28 (zwycięzca miał 01:59:17)
Miejsce Open: 120/483
Miejsce M2: 31/89
Punkty: 365
Więc wynik lepszy od Polanicy i tym samym najlepszy w sezonie. Z tym, że wiele osób jednak zdecydowało się na GIGA, no i to był raczej dosyć szybki maraton. Podoba mi się, że progres ciągle jest, więc na pewno chce się jeździć, a na niedzielnych singlach nabrałem dużo pozytywnej energii :-)
- DST 48.90km
- Czas 02:47
- VAVG 17.57km/h
- VMAX 73.40km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 190 ( 94%)
- HRavg 172 ( 85%)
- Podjazdy 1417m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Bikemaraton Polanica-Zdrój 2014
Sobota, 20 września 2014 · dodano: 20.09.2014 | Komentarze 19
W końcu Bikemaraton, już nie mogłem się doczekać kolejnego ścigania, bo teraz we Wrocławiu to nie mam gór na co dzień. Nawet tutaj nie chce mi się szczególnie jeździć. To znaczy wychodzę na rower, ale trenować już nie mam zamiaru. Już od Bike Adventure w zasadzie nie jeździłem z jakimś planem, tylko systematycznie jeździłem się pokatować w górach i sprawiało mi to przyjemność. W tygodniu pokręciłem nogą raczej spokojnie, ale były też ostre "ataki" na jednej górce - Górce Skarbowców którą mam niedaleko mieszkania.
Teraz Polanica... Wiedziałem, że będzie dużo wyprzedzania i tak też było. Pierwszy podjazd szedłem bardzo mocno. Jeszcze podkręciłem, tętno 190 i byłem prawie w czubie IV sektora. Potem były dwie przerwy w dół, ale ogólnie ciągle aż do bufetu jechałem ile tylko mogłem. Pierwszy niepewny zjazd w błocie, ale i tak byłem bardzo zadowolony z jazdy - teraz utrzymać to tempo... Zaczęły się szutry, płaskie, w dół, w górę - ogólnie straszna nuda. Potem część po kamieniach - nienawidzę takiego podłoża. Tam szło mi najgorzej - jakoś doczłapałem się do ostatniego bufetu i chwilka przerwy dobrze mi zrobiła. Zaczął się długi zjazd. Były fragmenty, gdzie wyprzedzałem całą grupkę, a zaraz potem było odwrotnie i to ja się zatrzymałem czy zwolniłem i mnie wyprzedzali. Ogólnie zjeżdżałem nierówno i niepewnie i jazda w błocie to nadal moja bolączka, mimo, że jechałem już i Głuszycę i Muflona, ale nie czuję się nadal zbyt dobrze na takiej trasie.
Pod koniec było sporo wpychania, skurczów na szczęście nie miałem, choć coś już szczypało i ogólnie dojechałem spokojnie do mety. Na wykresie widzę, że systematycznie opadałem z sił i tak też było - początek bardzo mocny, a potem lekko, ale jednak ciągle intensywność była coraz niższa. Ogólnie jestem zadowolony z wyścigu, dałem z siebie raczej najwięcej ile mogłem. Do poprawy zjazdy w błocie, bo można tam było znacznie więcej urwać.
Wynik o prawie pół godziny lepszy niż przed rokiem, z tym, że pogoda była wtedy gorsza, a ja przyjechałem tam chory. No i wiadomo przy moim stażu forma ciągle idzie w górę, więc też nie bardzo patrzę na zeszłoroczne wyniki, ale sprawdziłem z ciekawości.
Czas: 02:47:24 (zwycięzca miał 02:01:37)
Miejsce Open: 157/438
Miejsce M2: 41/80
Punkty: 363
Punktowo też najlepiej w historii. W miejscach natomiast nieco gorzej niż w Szklarskiej, tylko tutaj wystartowało jednak sporo więcej osób.
I jest awans do III sektora :-) W Szklarskiej zabrakło niewiele, a tutaj miałem mniejszą stratę do zwycięzcy i w końcu awansowałem do jednej stajni wyżej. Fajnie, bo będzie mniej osób do wyprzedzania w Świeradowie, ale tam też jest dobry szeroki podjazd na początku i w sumie to niemal na całej trasie można czuć się swobodnie. Z niecierpliwością czekam aż pokażą tegoroczną trasę :-)
- DST 47.10km
- Czas 03:04
- VAVG 15.36km/h
- VMAX 64.80km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 192 ( 95%)
- HRavg 167 ( 82%)
- Podjazdy 1435m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyścig w Głuszycy
Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 5
Niedziela wybitnie wyścigowa, bo były w okolicy 3 wyścigi, a ja wybrałem Głuszycę, gdzie pojechałem z Piotrkiem z teamu. Siedzę już od wtorku we Wrocławiu i trochę tam pojeździłem. Niewiele, bo ani nie było jakoś mocy, ani też pogoda nie dopisywała. Miałem zrobić sobie tydzień odpoczynku, ale kurcze w czwartek pobiegałem, co skutkowało tym, że przez 3 dni ledwo chodziłem, bo bolały mnie uda i łydki :x W sobotę jednak trochę pojeździłem na rowerze i udało się to rozjeździć.
Pogoda dzisiaj była okej, ale co z tego, bo w nocy w Głuszycy była okropna ulewa. Sami organizatorzy mówili, że na trasie będzie bardzo dużo błota. Zrobiłem niezłą rozgrzewkę i czułem, że nogi nieźle kręcą - jednak ten odpoczynek raczej wyszedł, bo nie jeździłem cały tydzień po górach :-)
Szybki start, szedłem mocno, pewnie za mocno jak dla mnie, ale znowu adrenalina powodowała brak czucia czegokolwiek. Po podjeździe już ukazało się błotko i było wiadome, że dzisiaj będziemy cali w syfie. Zaraz potem rozjazd mega/mini i się zaczęło... dłuuugi, stromy podjazd pod Andrzejówkę. Jeszcze te podłoże - błoto, kamienie, trawa. Fatalnie się to jechało, to był męczarnia :P Potem interwałowe fragmenty, sporo singli, sztywne podjazdy - sporo butowałem, bo szybko się denerwowałem, jak koło mi się ślizgało.
Najtrudniejszy był dla mnie wąski trawers, gdzie po lewej była niezła przepaść. Długi kawałek, strasznie się tam zablokowałem i bałem się tamtędy jechać i sporo szedłem/biegłem i przez to też trochę potraciłem i od tamtego czasu jechałem już sam do mety.
Ogólnie ciężki wyścig. Słabo jeżdżę w takich warunkach. Mam mało pewności na zjazdach, podjazdy też cienko idą. W sumie to nie mogłem się doczekać mety, bo już średnio mi się podobało pod koniec, jak ślizgałem się jadąc w dół. Wyszedł dobry trening, fajnie, że pojechaliśmy. Za tydzień pewnie Polanica i może Bolesławiec (Ceramiczny Bike Maraton).
Czas: 02:43:32
Miejsce Open: 30/80
Miejsce M1: 2/4
I taki mały miły akcent, bo zrobili kategorię M1 do 19 lat, więc załapałem się na drugie miejsce.
- DST 53.32km
- Czas 03:43
- VAVG 14.35km/h
- VMAX 61.80km/h
- HRmax 191 ( 94%)
- HRavg 168 ( 83%)
- Podjazdy 1671m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Bikemaraton Szklarska 2014
Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 3
Rano pogoda fatalna, lało i było zimno. Przyjechałem do Szklarskiej wcześnie, około 9-tej i nastawienie nie było zbyt dobre. Szykowałem się na super wyścig w słońcu i po znanych trasach, a było brzydko szaro i ziiiimno. Jak zwykle sporo znajomych, jakaś tam marna rozgrzewka, bo straciłem sporo czasu, potem padało i siedzieliśmy pod dachem. W sektorze start ze znajomym, ale po starcie od razu mi uciekł. Pierwszy podjazd jak zwykle słabo i wolno. Na szczęście zaraz potem zacząłem już co nie co wyprzedzać, więc szybciej niż zawsze i już nastawienie było lepsze, bo najpierw myślałem, że to mi tak noga zamula, a to jednak reszta poszła za mocno.
Całą trasę przejechałem na ekranie profilu trasy w Garminie. Nie sprawdzałem żadnych cyferek tylko sam obraz trasy. Wiedziałem mniej więcej ile zostało do końca podjazdu i sporo mi to dawało - w sumie to jeżdżę tak podobnie od Bike Adventure. Ogólnie podjazdy szedłem mocno, czasami trochę słabłem, ale końcówki męczyłem na maksa, bo miałem nadzieję na wypoczynek na zjeździe. Wychodziło okej, ale mocno męczyłem mięśnie - dobijałem je na końcówkach i później mnie już mocno bolały i nie wiedziałem ile tak uda mi się jechać.
Zjazdy wychodziły mi bardzo dobrze. Pierwszy tylko słabo i zachowawczo, bo nie wiedziałem jaka będzie przyczepność na błocie, no i tam było chyba największe. Potem już znane i lubiane przeze mnie zjazdy i nie szedłem może na maksa, ale fajnie szybko i bez wywrotek - na pewno było tam dużo zabawy i dawało mi to radość.
Nie pamiętam zbyt wiele, bo nie miałem na szczęście żadnych defektów. Opon też jednak nie zmieniałem przed startem i wytrzymały, a z tyłu jest już ona mocno wytarta. Niestety ostatnie 10km to była już dla mnie duża męczarnia. Przepłaciłem te katowanie mięśni i strasznie ciężko pokonywało mi się kolejne kilometry. Do tego jak zwykle na pierwszej zębatce z przodu łańcuch mi się zakleszczał i też na tym trochę straciłem. W ogóle wtedy jak stanąłem, to złapał mnie skurcz - na szczęście jeden jedyny na tej trasie. Pewnie też przez to, że mało dzisiaj piłem, bo jakoś tak straciłem ten nawyk i faktycznie końcówkę wracałem "o suchym pysku" bo już nawet nie było co pić z bidonu. Jednak na końcu nie wyprzedziło mnie wiele osób - tak może z 5-6 z mega.
Jestem zadowolony z tego wyścigu. Mimo pogody, to było naprawdę super, a warunki były dobre - nie ma na co narzekać. Karkonosze są super pod takie wyścigi i nawet w czasie deszczu jest świetnie. Większość trasy przejechana z ludźmi z 3-ego sektora, ogólnie czułem, że jadę jak na mnie na pozytywny wynik i taki był też na mecie. Zjazdy wychodziły fajnie, bo przyczepność naprawdę była okej, nawet mokre skały i korzenie nie sprawiały jednak dzisiaj trudności i można było poczuć później pewność jazdy.
Czas: 03:43:35 (zwycięzca miał 02:37:57)
Miejsce M2: 33 na 70
Miejsce Open: 104 na 314
Punkty: 353
Czyli biorąc pod uwagę pkt to mój najlepszy wynik, no ale to będzie tak chyba rosło z wyścigu na wyścig - mam nadzieję. To dopiero mój pierwszy sezon bardzo regularnej jazdy i z każdym wyścigiem uczę się nowych rzeczy - też nie zawsze wszystko wychodzi. Do Poznania może pojadę, bo z Wrocławia na pewno będzie sporo chętnych na wyjazd. W przyszłym roku to już wezmę się za poprawę czasów na poszczególnych trasach i już ciułanie punktów do generalki.
- DST 10.40km
- Czas 00:47
- VAVG 13.28km/h
- VMAX 38.90km/h
- HRmax 195 ( 96%)
- HRavg 181 ( 89%)
- Podjazdy 591m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Wjazd na Okraj 2014 czyli czasówka
Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj sporo znajomych pojechało na czasówkę Kowary - Okraj, a ja razem z nimi. Na starcie sporo osób z regionu. W tym tygodniu jeździło mi się bardzo słabo, w ogóle zresztą jeździłem bardzo mało, ale nogi były ciągle jakby zamulone, bo chyba trochę przeholowałem w niedzielę na szosie, a dzień wcześniej w sobotę robiliśmy objazd trasy BM w Szklarskiej.
Jednak dzisiaj nie było już tak źle. Długa rozgrzewka, a potem start z centrum Kowar, gdzie puszczali zawodników co 30 sekund. Byłem ciekawy jaki wynik uzyskam i do końca nie wiedziałem jaką taktykę obrać, bo to jednak nie jest taka krótka czasówka. Początek to stromy asfalt. Ja zrobiłem go za mocno, tętno bardzo wysoko i szybko dyszałem, ale mocy jeszcze nie zabierało. Minąłem już przed wjazdem na nowy asfalt dwie osoby, a miałem między nimi 2 i 1,5 minuty odstępu na starcie. Jednak później już za to zapłaciłem, bo ból w nogach, jak to na takich czasówkach, był duży i kurcze z siłami było gorzej. Jakoś jechałem ciągle tylko z myślami "byle do końca".
Minąłem jeszcze 3 osoby, ale w tym dwie dziewczyny, a tak poza tym to jechałem prawie ciągle samemu. Nie mogłem złapać rytmu, zresztą jak wiele osób na trasie MTB, bo dosyć ciężko jechało się po tych kamieniach. Potem minąłem zjeżdżających zawodników i mówili, że zostały tylko 3km do mety, to jakby trochę przycisnąłem. Zrobiło się też bardziej płasko, to wrzuciłem dwójkę z przodu i tak już jechałem do końca. Ten fragment zapamiętałem dobrze, bo do mety jechałem już równo i dość szybko. Na samej górze jeszcze przycisnąłem resztkami sił i skończyłem wyścig.
Wynik standardowy jak na mnie. Tutaj tyle tylko, że moja kategoria była wąska (16-19 lat), ale i tak byłem w niej 4/5 więc i tutaj niczego nie zdobyłem :P Wiadomo - to uphill, a takie podjazdy to moja największa bolączka, bo przecież póki nie schudnę, to nie mam tutaj czego szukać. Ogólnie jestem zadowolony ze startu, bo myślę, że takie przepalenie dobrze wpłynie na jutrzejszy maraton w Szklarskiej, bo po wyścigu czułem się lepiej (w nogach) niż z samego rana :-) Tętno już potrafi znowu wejść wysoko więc spoko.
Czas: 47:01.77 (strata do zwycięzcy: 12:30)
Vśr: 15.31km/h
Miejsce Open: 34/89
Miejsce M2: 4/5
To dobry wyścig na sprawdzenie czasów co roku, choć trasa chyba co edycję jest lekko modyfikowana.
- DST 35.94km
- Czas 02:41
- VAVG 13.39km/h
- VMAX 59.00km/h
- HRmax 188 ( 93%)
- HRavg 170 ( 84%)
- Podjazdy 1059m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Muflon MTB 2014 - techniczna i błotnista trasa
Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 03.08.2014 | Komentarze 1
Pojechałem wczoraj z kumplem do Srebrnej Góry na Muflon MTB 2014. Trasa zapowiadana jako techniczna, a takie lubię, więc chciałem się tam sprawdzić. Do startu zachęcały też dobre opinie o poprzednich edycjach, niskie wpisowe (20zł) i to, że przyjechać miało wielu czołowych polskich zawodników. Nagrody za miejsca w Open były naprawdę świetne, więc nic dziwnego, że czołówka zjawiła się w Srebrnej Górze.
Przyjechaliśmy ponad godzinę przed startem, ale dużo czasu zeszło na odbiór numeru, potem chwila na przygotowanie roweru, przebranie i w sumie nie było już kiedy zrobić rozgrzewki, bo przejechałem niecały kilometr i już ustawiłem się w grupie ludzi i czekałem na sygnał. W ogóle wszędzie było bardzo mokro, a to oznaczało, że w lesie będzie dużo błota. Wilgotność też duża, w górach jedyne co było widać, to gęstą mgłę.
Wystartowaliśmy i zaczął się ogień. Ciężko mi się jechało, ale zawsze mam słabe te starty. Pierwszy podjazd miał niecałe 5km i był wymagający. Zawsze na początku mam chwile zwątpienia po co ja to jadę - wszystko piecze, pocę się okropnie i mam dosyć. Ale na starcie nikt nie ma lekko, trzeba to po prostu przetrwać. Po pewnym czasie już w końcu zacząłem przesuwać się lekko do przodu i od razu nastawienie było lepsze. Na górze zaczęły się zjazdy i strome podjazdy - taki interwałowy fragment. No i oczywiście - zaczęło się BŁOTO - wszędzie było go pełno, zalepiało opony, koła się ślizgały i było dosyć niebezpiecznie. Zaraz potem zauważyłem Bartka, który czegoś szukał. Jak się okazało zgubił Garmina :((( Nie wiem co ja bym zrobił - nie da rady go znaleźć, a czas też ucieka i tylko myślenie czy ruszać na ten wyścig czy dalej szukać... Wielka szkoda...
Ogólnie zjazdy szły mi na tym wyścigu fatalnie. Ta trasa była ułożona świetnie, ale kurcze te błoto wszystko zmieniało i było znacznie trudniej. Nie wywaliłem się ani razu, ale kurcze jechałem w dół bardzo wolno i mocno mnie to frustrowało. Muszę poprawić technikę w trudnych warunkach, no i oczywiście nadal na stromych ścianach w dół, bo to też mój słaby punkt. Ogólnie nic na zjazdach nie nadrobiłem, jechałem tak jak reszta osób jadących niedaleko mnie.
Co dalej pamiętam - dużo, dużo błota, kałuż i tak cały czas :-) Jechało się bardzo ciężko, bo w błocie wiadomo ciężej przepchać te koła i nogi męczą się o wiele bardziej. Dużo jechałem po kałużach i wypłukałem smar z łańcucha, a przez to nie mogę jeździć na najmniejszej zębatce, bo mi łańcuch zaciąga - mogę tylko na 1/1 czyli na młynku albo na środkowej zębatce z przodu i już wtedy co chcę na kasecie. To mi przeszkadzało na stromych podjazdach, ale jakoś dawałem radę. Było trochę butowania tam gdzie pozostali.
Gdzieś tak od hmmm 20km zaczęło mi się jechać naprawdę fajnie. Były takie wytrzymałościowe podjazdy i wyraźnie przesuwałem się tam do przodu. Jakoś dobrze mi się je pokonywało. Na każdym takim podjeździe mijałem ludzi i w sumie ciągle goniłem za jednym zawodnikiem. Na koniec do mety pozostało 3km podjazdu i tam też jechałem za tym gościem i on i ja mijaliśmy kolejnych ludzi. Lubię tak jeździć, jak pod koniec nie słabnę, a czuję się w porządku i zyskuję pozycje. Końcówka to podjazd asfaltem pod Twierdzę Donżon, a potem jazda przez dziedziniec i stroma ścianka do linii mety, którą butowaliśmy. Na mecie okazało się, że ten kogo goniłem, to mój znajomy, którego poznałem na moim pierwszym wyścigu w życiu w Głuszycy rok temu i znowu go spotkałem :P
Ogólnie wyścig na duży plus jeśli chodzi o organizację. Bardzo dobre zabezpieczenie trasy, często było widać ludzi stojących przy taśmach itp. Sama trasa świetna, jak nie byłoby błota to naprawdę można poszaleć! Wiadomo - klasę zawodnika poznaje się, jak jeździ w trudnych warunkach, no i ja nie potrafię w nich się jeszcze zbytnio odnaleźć. Ogólnie czułem niedosyt po tych zjazdach, bo przyzwyczaiłem się, że mogę tam powariować, a kurcze tutaj miałem stracha :P Dobry posiłek regeneracyjny, napoje. Dekoracja bardzo fajna. Postaram się przyjechać za rok, no i do Głuszycy we wrześniu, bo wtedy będzie chyba kolejna edycja tego Pucharu Strefy MTB Sudety.
Aha, to moje wyniki:
Czas: 02:41:21
Średnia: 13.01km/h
Miejsca:
Open: 69/160
Open mężczyzn: 64/145
Open amator: 52/141
Kategoria M2: 19/34
Ogólnie po wynikach jestem bardziej zadowolony niż z samej jazdy. Wyszło tyle co na mój obecny poziom, z czego jestem zadowolony. Teraz raczej taki luźny tydzień, a potem przygotowanie pod BM w Szklarskiej i chyba na czasówkę na Okraj.
- DST 92.84km
- Czas 03:50
- VAVG 24.22km/h
- VMAX 58.00km/h
- HRmax 176 ( 87%)
- HRavg 144 ( 71%)
- Podjazdy 870m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Berzdofer See - przyjemnie nad jeziorkiem
Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 0
Wczoraj już zaplanowałem, że dzisiaj będzie jazda szosą gdzieś nad jezioro i w końcu popływam sobie trochę w wodzie. Nie wiedziałem tylko które wybrać - chciałem na Pilchowice, ale tam chyba nie ma plaży, więc jednak zdecydowałem się na Berzdofer See, bo w sumie krótszą trasą nie wyszło tak dużo kilometrów.
Wyjechałem późno, bo po 11 i było już gorąco. Plecak zapakowany - ręcznik, kąpielówki i cel - rozwalić się nad jeziorkiem. Nogę trzeba było rozkręcić, bo nie ma co ukrywać - po wyścigu była zamulona, ale też nie byłem jakoś bardzo zmęczony, dlatego pojechałem. Jedna przerwa w Sulikowie na uzupełnienie bidonu i zjedzenie czegoś.
Nad jeziorem było sporo ludzi, dużo Polaków, no i Niemców oczywiście też, bo to ich teren. Planowałem pojechać na piaszczystą plażę - są tam dwie, ale jak dojechałem trochę bliżej, to już było widać, że jest tam mnóstwo ludzi jeden na drugim i zawróciłem do początku - na trawie było znacznie więcej miejsca. Zresztą wokół całego jeziora dało się spotkać kąpiących się ludzi, ale nie wszędzie wejście do wody było takie przyjemne.
Nad jeziorem byłem jakąś godzinę. Kilka razy wszedłem do wody, trochę poleżałem, ale samemu i to bez fal, to trochę tak nudno, więc ubrałem się pojechałem w drogę do domu. Tym razem trochę inną trasą na początku. I to był błąd, bo zaraz był jakiś szuter, ogólnie straszne wiochy, drogi z fatalną nawierzchnią, a ja byłem szosówką... Po szutrze jakieś kamienie, ale jak już tyle przejechałem to dojechałem do końca. Jednak zaraz potem było gorzej, bo kocie łby i to takie rozwalone. Strasznie się wkurzałem, bo jeszcze chciało mi się pić i koniecznie chciałem dostać się do sklepu. Potem kawałek asfaltu i w końcu Zawidów, ale zaraz... 2km kocich łbów! Co za wiocha, no ja piernicze! Tutaj na szczęście lepiej zachowane i nie było tak tragicznie.
Tam już się napiłem, bardzo porządnie i już humor wrócił :-) Potem nadal jechałem tą drugą wersją trasy, już asfaltami, nawet były tam strome podjazdy, aż w końcu zjechałem do Platerówki i tak nie wiedziałem jak daleko w sumie jestem, bo nie kojarzę lokalizacji tych wiosek. No i zaraz pokazał się znak na Leśną - tylko 7km to się strasznie ucieszyłem. Yeah! Czyli ominąłem Sulików i tamtejsze podjazdy.
Z Leśnej jakby nie jechać, to w każdą stronę znajdą się strome podjazdy, ja wracałem tą samą drogą co rano. Na początku dosyć ciężki podjazd i ja muszę go jechać na szosówce bardzo siłowo, ale nawet ładnie tętno weszło na wysokie obroty i wjechałem bez problemu. Dalej wymijanka z samochodami, bo ludzie wracali/jechali nad Jezioro Leśniańskie, a ja potem przez Bożkowice i Biedrzychowice wróciłem do domu.