Info

Suma podjazdów to 41635 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Lipiec1 - 0
- 2015, Maj1 - 0
- 2015, Kwiecień1 - 6
- 2014, Październik1 - 1
- 2014, Wrzesień2 - 24
- 2014, Sierpień3 - 4
- 2014, Lipiec10 - 36
- 2014, Czerwiec3 - 10
- 2014, Maj10 - 28
- 2014, Kwiecień5 - 19
- 2013, Sierpień6 - 12
- 2013, Lipiec24 - 4
- 2013, Czerwiec21 - 12
- 2013, Maj3 - 4
- DST 92.84km
- Czas 03:50
- VAVG 24.22km/h
- VMAX 58.00km/h
- HRmax 176 ( 87%)
- HRavg 144 ( 71%)
- Podjazdy 870m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Berzdofer See - przyjemnie nad jeziorkiem
Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 0
Wczoraj już zaplanowałem, że dzisiaj będzie jazda szosą gdzieś nad jezioro i w końcu popływam sobie trochę w wodzie. Nie wiedziałem tylko które wybrać - chciałem na Pilchowice, ale tam chyba nie ma plaży, więc jednak zdecydowałem się na Berzdofer See, bo w sumie krótszą trasą nie wyszło tak dużo kilometrów.
Wyjechałem późno, bo po 11 i było już gorąco. Plecak zapakowany - ręcznik, kąpielówki i cel - rozwalić się nad jeziorkiem. Nogę trzeba było rozkręcić, bo nie ma co ukrywać - po wyścigu była zamulona, ale też nie byłem jakoś bardzo zmęczony, dlatego pojechałem. Jedna przerwa w Sulikowie na uzupełnienie bidonu i zjedzenie czegoś.
Nad jeziorem było sporo ludzi, dużo Polaków, no i Niemców oczywiście też, bo to ich teren. Planowałem pojechać na piaszczystą plażę - są tam dwie, ale jak dojechałem trochę bliżej, to już było widać, że jest tam mnóstwo ludzi jeden na drugim i zawróciłem do początku - na trawie było znacznie więcej miejsca. Zresztą wokół całego jeziora dało się spotkać kąpiących się ludzi, ale nie wszędzie wejście do wody było takie przyjemne.
Nad jeziorem byłem jakąś godzinę. Kilka razy wszedłem do wody, trochę poleżałem, ale samemu i to bez fal, to trochę tak nudno, więc ubrałem się pojechałem w drogę do domu. Tym razem trochę inną trasą na początku. I to był błąd, bo zaraz był jakiś szuter, ogólnie straszne wiochy, drogi z fatalną nawierzchnią, a ja byłem szosówką... Po szutrze jakieś kamienie, ale jak już tyle przejechałem to dojechałem do końca. Jednak zaraz potem było gorzej, bo kocie łby i to takie rozwalone. Strasznie się wkurzałem, bo jeszcze chciało mi się pić i koniecznie chciałem dostać się do sklepu. Potem kawałek asfaltu i w końcu Zawidów, ale zaraz... 2km kocich łbów! Co za wiocha, no ja piernicze! Tutaj na szczęście lepiej zachowane i nie było tak tragicznie.
Tam już się napiłem, bardzo porządnie i już humor wrócił :-) Potem nadal jechałem tą drugą wersją trasy, już asfaltami, nawet były tam strome podjazdy, aż w końcu zjechałem do Platerówki i tak nie wiedziałem jak daleko w sumie jestem, bo nie kojarzę lokalizacji tych wiosek. No i zaraz pokazał się znak na Leśną - tylko 7km to się strasznie ucieszyłem. Yeah! Czyli ominąłem Sulików i tamtejsze podjazdy.
Z Leśnej jakby nie jechać, to w każdą stronę znajdą się strome podjazdy, ja wracałem tą samą drogą co rano. Na początku dosyć ciężki podjazd i ja muszę go jechać na szosówce bardzo siłowo, ale nawet ładnie tętno weszło na wysokie obroty i wjechałem bez problemu. Dalej wymijanka z samochodami, bo ludzie wracali/jechali nad Jezioro Leśniańskie, a ja potem przez Bożkowice i Biedrzychowice wróciłem do domu.