Info

Suma podjazdów to 41635 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Lipiec1 - 0
- 2015, Maj1 - 0
- 2015, Kwiecień1 - 6
- 2014, Październik1 - 1
- 2014, Wrzesień2 - 24
- 2014, Sierpień3 - 4
- 2014, Lipiec10 - 36
- 2014, Czerwiec3 - 10
- 2014, Maj10 - 28
- 2014, Kwiecień5 - 19
- 2013, Sierpień6 - 12
- 2013, Lipiec24 - 4
- 2013, Czerwiec21 - 12
- 2013, Maj3 - 4
- DST 59.40km
- Czas 04:45
- VAVG 12.51km/h
- VMAX 68.00km/h
- Podjazdy 2187m
- Sprzęt Czarny Chińczyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Bike Adventure 2014 - Dzień III - MTB w czystej postaci!
Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 05.07.2014 | Komentarze 2
Dzisiaj rano byłem jak każdy jeszcze bardziej zmęczony, zaczęły mnie boleć uda i ciężko się nawet chodziło. Ciekawy byłem jak wytrzymam taką trasę, bo w końcu dzisiaj był najtrudniejszy etap, no i czekałem na zjazdy, z którymi chciałem się zmierzyć.
Pierwszy podjazd jechałem bardzo wolno i jak zwykle szło mi ciężko, jechała głowa, a nie nogi, bo słabo podawały. Zaraz potem fajny techniczny zjazd i już złapałem bakcyla, jechałem bardzo szybko i minąłem ze 3 osoby, a za kolejną musiałem jechać wolniej. Minąłem też koleżankę, która złapała gumę, w sumie to czekałem tylko na to kiedy mnie wyprzedzi :-)
Potem był podjazd, jazda po płaskim, mało pamiętam, ale jechało się bardzo słabo i ciągle mnie wymijali, głównie z FUN. Ja jechałem grzecznie spokojnie, bo bałem się kolejnych kilkudziesięciu kilometrów. Potem zaczął się podjazd pod Dwa Mosty, a słysząc wcześniej, że to bardzo trudny podjazd, to też miałem do niego respekt i nie szarpałem, jechałem równo i spokojnie, patrząc tylko na mapkę i czekając aż w końcu widoczny będzie koniec. Gdy podłoże zrobiło się przyjemniejsze, to podkręciłem tempo i wiedząc, że niebawem bufet, to nawet wyprzedziłem ze 3 osoby i zbliżyłem się do znajomego, który też rwał.
Po bufecie był szybki asfaltowy zjazd, byłem nim zawiedziony, po co było tyle podjeżdżać! :P Potem kawałek technicznego zjazdu w lesie, bardzo fajny, choć na chwilkę zszedłem z roweru. Potem ciekawszy fragment, szybki niestromy zjazd, czasami jakieś przeszkody, ale jechało się bardzo szybko. No i zauważyłem z tyłu koleżankę, szybko mnie dogoniła :-)
Potem zaczął się podjazd pod Chomontową, tam koleżanka mnie wyprzedziła, a ja znowu czułem respekt przed podjazdem. Początek wjechałem, ściankę też wymęczyłem, ale kosztowało mnie to za dużo i potem wyprzedziło mnie kilka znajomych już twarzy. Męczyłem dosyć nieźle, ale w końcu jakoś się zebrałem i znowu ich wyprzedziłem i jechałem jakiś czas za jednym znajomym. Nachylenie wydawało się dosyć małe, ale jechało mi się bardzo ciężko i na najniższym biegu. Widoki były bardzo ładne ;)
Pod koniec podjazdu znowu przycisnąłem, bo czekałem na zjazd. Sporo osób było za mną, najpierw zjazd chyba dziurawym asfaltem, a potem w końcu zaczął się legendarny zjazd zielonym do Borowic. Oj czekałem na to, bo chciałem się z nim zmierzyć. Zjechałem zdecydowaną większość, ale zrobiłem sporo błędów i nie jechałem zbyt szybko, ale to dobrze, bo to niebezpieczne. Czułem radość z jazdy i wiedziałem, że oddalam się od tych co byli niemal tuż za mną. Potem znowu jakieś zjazdy, jechałem znacznie szybciej i w końcu na dole byłem już tylko z jednym znajomym i nikogo nie było widać za nami.
Ręce też już było czuć, zjazd był porządny! Szkoda, że nie było fotografów... Kolega poszedł się odlać, a ja ruszyłem dalej, bo czekałem już na bufet. Myślałem, że jest bardzo blisko, więc cisnąłem bardzo mocno, aż za mocno dla mnie. Daleko mu uciekłem, a w końcu pojawił się bufet. Myślałem, że będę tam długo odpoczywałem, ale w sumie to tylko miłe kobiety napełniły mi bidon, ja zjadłem banana, napiłem się porządnie i ruszyłem ostro dalej. Też się zaraz odlałem w krzaki i widziałem jak dopiero wtedy ktoś inny pojawił się na bufecie.
Dalszy kawał trasy jechałem samemu. Nikogo z tyłu, ani nikogo przede mną - nawet na długich prostych. Trochę mnie to frustrowało. Były na pewno fajne zjazdy, w takim jakby potoku, wąsko, singlem - bardzo fajnie, choć kilka razy zszedłem i się denerwowałem, że tego nie zjechałem, ale strome zjazdy to mój duży ogranicznik i muszę się tego jeszcze nauczyć.
W końcu była asfaltowa ścianka i tam zobaczyłem z 7 osób przede mną, w tym Ewę Duszyńską z Votum, którą widzę już często na wyścigach, a potem parę miksa z Im-Motion, czyli mojej drużyny. Była motywacja do ścigania ich i tak też robiłem. Doszedłem ich na kolejnym podjeździe, kilku minąłem, a potem na zjeździe wyprzedziłem ostatnich z grupy.
Dalej z trasy nie pamiętam zbyt wiele, ale była niesamowita. Świetne techniczne zjazdy, także takie bardzo szybkie. Jakieś techniczne podjazdy singlami, ogólnie full wypas! Goniłem dwójkę z przodu ze Sport-Profit, no i uciekałem grupce z tyłu. Zmęczyło mnie to cholernie, w końcu trochę opadłem z sił i nawet bałem się, że złapię bombę i będę miał trudności z dojazdem do mety.
Wtedy trochę spuściłem tempo, na zjazdach cisnąłem ile mogłem, ale ogólnie starałem się uważać, żeby nie paść na którymś kilometrze przed metą i stracić wszystko co zyskałem. Jechaliśmy trochę z gościem z Get Fit MTB - on był lepszy kondycyjnie, ja lepszy na zjazdach.
Jeszcze miałem taką sytuację zaraz po ostatnim bufecie, że już kurde uciekłem całej grupce za mną, a tu jakaś gałązka wcisnęła mi się w zacisk i hamulec sam hamował. Kurde straciłem na tym trochę, bo najpierw się z nią szarpałem, a potem w końcu ściągnąłem koło i wyciągnąłem bez problemu ten drobiazg. Wyprzedziły mnie tylko 3 osoby, ale się zdenerwowałem, bo specjalnie na bufecie byłem tylko chwilkę i pełen motywacji chciałem pocisnąć szybko do przodu.
Ogólnie super trasa, miałem wielką radochę z jazdy i znowu mogę sobie powiedzieć, że w końcu wiem co jest chociaż moim małym atutem - na pewno zjazdy, na których czuję się pewniej niż kiedyś i to już zawsze jest jakiś mały plus.
Miejsce też lepsze niż wczoraj i przedwczoraj. Skurczy znowu nie było, teraz już będę dbał o te minerały, jak i lekkie tempo na początku, no i nawodnienie - nie wiem co pomaga, ale stosuję wszystko i jest okej.
Ogólnie żałuję pierwszego dnia, bo wszystko wtedy spaprałem, przez te skurcze straciłem mnóstwo czasu. Jednak najważniejsze, że wróciła radość z jazdy, jestem bogatszy o nowe doświadczenia i zobaczymy co będzie jutro. Mam nadzieję, że dojadę cały i zdrowy do mety, a które miejsce, to tam mało ważne :-)
Komentarze
Znów cała trasa w widoku profilu. Gdybym nie wiedział, ile podjazdów jeszcze mnie czeka to bym nie dotrwał do końca. A tak odliczałem - jeszcze 5, jeszcze 4, jeszcze 3 ... wreszcie meta.